limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPZD

Piątek, 2 lutego 2018 | dodano: 02.02.2018

Dziś też opór na rozruchu i na kołach jestem jak wczoraj o 6:13. Jezdnie mokre po nocnych opadach. Trochę wieje mniej więcej z zachodu. Temperatura na plusie ale odczuwalnie mało sympatycznie. Nogi podają tak sobie. Dojazd jak wczoraj, przez Będzin. Dziś jednak jakiś taki bardziej wymęczony. Marudzenie na światłach przy "86", marudzenie za autobusem "104", słabe wjazdy na Środulę i za cmentarzem. Ogólnie słabo. Na miejscu jestem 2 min. po czasie. Jakiś ten dzień smętny od startu.

Powrót, jak i cały dzień, jakiś taki wymęczony. Kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic i dalej do Piekła. Objeżdżam P4 do knajpy "Pod Dębami" i czuję, że jest dno energetyczne. Przystaję wciągnąć jakiegoś cukra na podpałkę. Dalej też spacerowo. Przez Preczów i Sarnów wspinam się do mojej wioski. Przed samym finiszem robię jeszcze wjazd do wsiowego Lewiatana zrobić zapasy paszy. Od Preczowa miałem wrażenie, że jakby zrobiło się chłodniej. Prognozy mówią coś o śniegu z soboty na niedzielę ale na jutro dają jeszcze nadzieję na jezdne warunki. Może uda mi się zmobilizować i coś zakręcić choć po dzisiejszym zużyciu trochę trudno mi w to uwierzyć.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!