limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPZND

Czwartek, 25 stycznia 2018 | dodano: 25.01.2018

Jak dobrze być znowu na kołach! Rano zmyłka. Wychodzę na balkon i błyskawiczna ocena warunków mówi, że jest całkiem, całkiem. Wieje, co prawda, ale powietrze jest nawet ciepłe. I to była zmyłka ta, która sprawiła, że grzebałem się nieco przed startem. Wytaczam rower o 6:12 i już wiem, że będzie lekka rzeźnia. Trawy oszronione. Miejscami chrzęści pod butami lód. No pięknie. Czyli woda z wczorajszego topnienia zamieniła się na drogach w lodowisko. Ruszam 6:13. W światłach samochodów i latarń widzę skrzące się drobinki. Nawet nie próbuję hamować. Całą drogę starałem się jechać delikatnie w zakrętach i łukach ale maksymalnie szybko na prostych. Ostatecznie nie było bardzo tragicznie ale miejscami widać było, że trzeba uważać. Jedyny raz, gdzie mi noga ujechała, to jak przystawałem na stopie w Gródkowie na przejeździe kolejowym. Tak poza tym obyło się bez ucieczek koła. Na miejscu jestem 9 min. po czasie. W sumie przyjemny dojazd do pracy.

W ciągu dnia ładnie ale niezbyt mocno świeciło słoneczko. Udało mu się trochę wytopić zalegającego barachła nie na tyle jednak bym go uniknął całkowicie. Startuję w powrót o 15:15. Jest cieplej niż rano i chyba mniej wieje. Kręcę standard powrotny przez Mortimer, Reden, Łęknice. Tu napotykam na pierwsze połacie zlodowaciałego śniegu. Kiedy tylko czuję, że ucieka mi koło zsiadam i przeprowadzam bokiem kilkadziesiąt metrów. Chciałem wbić na bieżnię przy P3 na drewnianym mostku ale zniechęciła mnie skorupa lodu. Przez osiedle wbijam się nieco dalej i tu już jest dość czysto. Po drodze przystaję pofocić chwilę opadające słoneczko oraz zamarznięty zbiornik i ptactwo wodne. Potem asfaltam dotaczam się do Pogorii 4. Tu na bieżni też napotykam kawałek lodowiska ale i zsiadam by przejść kilka metrów, sprowadzić rower po króciutkiej skarpie i objechać pułapkę kawałkiem wertepków. Reszta drogi już bez takich utrudnień. Przez Preczów i Sarnów zataczam się pod wsiowego Lewiatana. Gdzieś po drodze zaczyna robić się ciemno. Na wyjściu z zaopatrzeniem nocka jak się patrzy. Zauważalnie czuć spadek temperatury. Jeśli wiatr nie wysuszy jezdni to jutro rano znów spodziewam się szklanki. Sam powrót niespieszny i przyjemny. Po drodze trochę rowerzystów, biegaczy i spacerowiczów.



Na powrocie chwila focenia z brzegu Pogorii 3.

Link do pełnej galerii


Kategoria Praca


komentarze
limit
| 06:26 piątek, 26 stycznia 2018 | linkuj Mariotruck: Niby to wiem ale jakoś tak nie mogę się przełamać. Skoro może nie boleć, to po co ryzykować?
amiga: Jeszcze żeby tak o poranku mieć jasno. A tu tyle trzeba na to czekać...
gozdi89: Qrka, ale by było fajnie, jakby tak było. Ale próbowałem i tak to nie działa. Niestety.
gozdi89
| 22:33 czwartek, 25 stycznia 2018 | linkuj Limit groźniejszy jak Czak. Powiedział, że chce jechać na rower i od razu śnieg stopniał.
amiga
| 20:20 czwartek, 25 stycznia 2018 | linkuj Widzę, że z rana miałeś podobne odczucia jak i ja... mimo wszystko pojawiały się miejsca z oblodzeniami... nie lubię takich niespodzianek. Wieczór czy raczej popołudnie miałeś lepsze... Wracałeś jeszcze gdy było jasno... ja jeszcze przynajmniej przez miesiąc będę jeździł w ciemnościach...
Mariotruck
| 18:51 czwartek, 25 stycznia 2018 | linkuj A jakżeż, pamiętam ;) Ale cza zapomnieć i wziąć loda za rogi ;)
limit
| 18:04 czwartek, 25 stycznia 2018 | linkuj Mam ciągle lęki po tym jakeśmy kiedyś robili stówkę zimą i rozwaliłem kask. Od tego czasu nie mam weny by zaryzykować jazdę po lodzie.
Mariotruck
| 17:16 czwartek, 25 stycznia 2018 | linkuj E spoko dziś było. Rano proba hamowania i mimo ze wyglądało na ślisko dupa trzymała się mocno asfaltu.
A ma P4 ten kawałek lodowych kocich łbów to przeleciałem i rano i po robocie i nawet nie poczułem ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!