DPZND
-
DST
39.00km
-
Czas
02:14
-
VAVG
17.46km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak dobrze być znowu na kołach! Rano zmyłka. Wychodzę na balkon i błyskawiczna ocena warunków mówi, że jest całkiem, całkiem. Wieje, co prawda, ale powietrze jest nawet ciepłe. I to była zmyłka ta, która sprawiła, że grzebałem się nieco przed startem. Wytaczam rower o 6:12 i już wiem, że będzie lekka rzeźnia. Trawy oszronione. Miejscami chrzęści pod butami lód. No pięknie. Czyli woda z wczorajszego topnienia zamieniła się na drogach w lodowisko. Ruszam 6:13. W światłach samochodów i latarń widzę skrzące się drobinki. Nawet nie próbuję hamować. Całą drogę starałem się jechać delikatnie w zakrętach i łukach ale maksymalnie szybko na prostych. Ostatecznie nie było bardzo tragicznie ale miejscami widać było, że trzeba uważać. Jedyny raz, gdzie mi noga ujechała, to jak przystawałem na stopie w Gródkowie na przejeździe kolejowym. Tak poza tym obyło się bez ucieczek koła. Na miejscu jestem 9 min. po czasie. W sumie przyjemny dojazd do pracy.
W ciągu dnia ładnie ale niezbyt mocno świeciło słoneczko. Udało mu się trochę wytopić zalegającego barachła nie na tyle jednak bym go uniknął całkowicie. Startuję w powrót o 15:15. Jest cieplej niż rano i chyba mniej wieje. Kręcę standard powrotny przez Mortimer, Reden, Łęknice. Tu napotykam na pierwsze połacie zlodowaciałego śniegu. Kiedy tylko czuję, że ucieka mi koło zsiadam i przeprowadzam bokiem kilkadziesiąt metrów. Chciałem wbić na bieżnię przy P3 na drewnianym mostku ale zniechęciła mnie skorupa lodu. Przez osiedle wbijam się nieco dalej i tu już jest dość czysto. Po drodze przystaję pofocić chwilę opadające słoneczko oraz zamarznięty zbiornik i ptactwo wodne. Potem asfaltam dotaczam się do Pogorii 4. Tu na bieżni też napotykam kawałek lodowiska ale i zsiadam by przejść kilka metrów, sprowadzić rower po króciutkiej skarpie i objechać pułapkę kawałkiem wertepków. Reszta drogi już bez takich utrudnień. Przez Preczów i Sarnów zataczam się pod wsiowego Lewiatana. Gdzieś po drodze zaczyna robić się ciemno. Na wyjściu z zaopatrzeniem nocka jak się patrzy. Zauważalnie czuć spadek temperatury. Jeśli wiatr nie wysuszy jezdni to jutro rano znów spodziewam się szklanki. Sam powrót niespieszny i przyjemny. Po drodze trochę rowerzystów, biegaczy i spacerowiczów.
Na powrocie chwila focenia z brzegu Pogorii 3.
Link do pełnej galerii
Kategoria Praca
komentarze
A ma P4 ten kawałek lodowych kocich łbów to przeleciałem i rano i po robocie i nawet nie poczułem ;)