DPND
-
DST
36.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
18.31km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o 6:05. Pierwsze co widzę, to oszronione trawy na placu. :-/ Czyli może być nieciekawie bo wczoraj było dużo wilgoci w powietrzu i na jezdniach. Pierwszy rzut oka na asfalt nie nastraja optymistycznie. Próba hamowania upewnia mnie, że jest kicha na drodze. W świetle latarń przez większość drogi trudno ocenić czy jezdnia jest tylko mokra czy już śliska jadę więc bardzo delikatnie i zachowawczo. Na łukach powoli, na skrzyżowaniach wręcz ślimaczo. Na szczęście kierowcy w większości mocno zredukowali prędkość i zwiększyli odstępy. Wyprzedzają z dużym zapasem. Toczę się standardową trasą przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przejazd bez ekscesów ale do spokojnych bym go nie zaliczył. Całą drogę spodziewałem się, że może mi uciec niespodziewanie koło i zaliczę glebkę. Może dzięki temu obyło się nawet bez uślizgów. Na miejscu równo o czasie. Jeszcze jeden przeżyty dojazd do pracy :-)
Powrót w znacznie lepszych warunkach choć przez kawałek dnia trudno było w to uwierzyć. Gdzieś między 13:00 a 15:00, zgodnie z prognozami ICM-u, całkiem konkretnie padało - śnieg z deszczem. Nastawiłem się nawet na to, że chwilę posiedzę dłużej w pracy by to przeczekać ale prognoza sprawdziła się idealnie. Przestało padać przed samą 15:00. Zbieram się do powrotu około 15:20. Dziś na kierunku do Będzina bo po drodze mam do załatwienia małą sprawę. Potem przez Mec i Środulę kręcę w stronę dworca kolejowego Będzin Stary i tam odbijam na ścieżkę rowerową wzdłuż ul. Małobądzkiej. Ledwo na nią wjechałem widzę z przeciwka migające światełko. Nie wiem, szósty zmysł? Od razu pomyślałem, że to będzie Mariusz. Tak też i jest w istocie. Witamy się, i jakże by inaczej, poświęcamy chwilkę na pogaduchy. Nie jest specjalnie zimno, nie kapie, nie wieje więc rozmawia się dobrze. Rozganiają nas dopiero zapadające ciemności. Mariusz w swoją stronę, ja w swoją czyli dalej ścieżką aż do nerki, przejściami podziemnymi wybijam się na kierunek do Łagiszy i asfaltami ciągnę tamże. Potem Sarnów i do domu. Jechało się nawet całkiem przyjemnie. Jezdnie, co prawda, mokre po opadzie ale nie na tyle by się uflejać. Poza tym temperatura dodatnia więc nie było też ślisko. Trochę na finiszu mi podwiewało z zachodu ale niezbyt przeszkadzająco. Przyjemny i spokojny powrót z pracy. Żeby jeszcze było jasno to właściwie, jak na styczeń, byłaby pełnia szczęścia.
Kategoria Praca
komentarze