limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPND

Piątek, 22 grudnia 2017 | dodano: 22.12.2017

Nic na tym świecie nie jest pewne. Wczoraj po powrocie bym sobie łeb dał urwać, że dziś jadę zbiorkomem. Rano wyglądam jednak za okno, jak zwykle, i niemal natychmiast decyduję się na rower. Śniegu w zasięgu wzroku zero. Dopiero potem po drodze spotkałem niewytopione resztki tam, gdzie komuś chciało się odśnieżać i zrobił przy tej okazji zaspę. Organoleptyczne badanie temperatury wykazuje, że jest znacznie cieplej niż wczoraj. Coś tam lekko mżyło też ale uznałem, że w gorszych warunkach jeździłem i mnie to nie zatrzyma. Smaruję amorka i łańcuch i wytaczam rower. Kapie :-( Trochę grzebania przy owijaniu pokrowcem plecaka i kiedy wychodzę już nie kapie. Potem po drodze kilka razy coś przez chwilę leciało ale niegroźnie. Jezdnie mokre. Ruszam o 6:13 na standardową trasę dojazdową znacznie żwawiej niż wczoraj. Na drogach pustawo. Spokojnie przetaczam się do celu zupełnie bez ekscesów. Na miejscu mam minutę zapasu. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.

Na powrocie, zgodnie z wróżbami ICM-u, mokro. Kapało ale nie cały czas. Przebiłem się w sumie przez cztery lub pięć stref deszczu, który na szczęście nie dał rady mnie przemoczyć. Ale trochę przyjemności z przejazdu powrotnego zabrał. Wracam dziś z nieco większym wygięciem. Początek przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki. Pod niego jednak nie wjeżdżam tylko odbijam w stronę Łęknic i objeżdżam Pogorię 3 w stronę Piekła, gdzie wbijam na Pogorię 4 i jadę do Preczowa. Potem już standard przez Sarnów. Mimo wody z nieba i wiatru w gębę jechało się całkiem dobrze. Dziś ostatni dojazd do pracy w tym roku. Czy w tym roku ostatni wyjazd w ogóle, to nie wiem. Mam nadzieję, że nie ale wszystko będzie zależało od Niechcemisia.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!