limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPNZD

Środa, 20 grudnia 2017 | dodano: 20.12.2017

Badanie warunków przedstartowych wykazało coś lecącego z nieba. W sumie nie bardzo znam termin na określenie tego opadu bo przypominało to zamarzniętą, niezbyt gęstą mżawkę. Obawiałem się, że może toto uczynić warstwę poślizgową na jezdniach, ale jak wybyłem na koła i zrobiłem próbę hamowania, to okazało się, że przyczepność jest bardzo dobra. Ruszam o 5:56. Wiatru nie rejestruję więc albo brak, albo pomagający. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Na Zielonej zaciemnienie i bez czołówki byłaby bieda. Na rondzie w centrum D. G. tym razem bez nerwówki. Na miejscu jestem ze sporym zapasem czasu - 12 min. Przyjemny dojazd do pracy. Dzisiejszym dojazdem przekraczam 11k km w tym roku. Wiele więcej już nie będzie m. in. dlatego, że jutro ma się zmienić pogoda i na razie trudno ocenić jak bardzo i w którą stronę.

Wracam znów tą samą trasą czyli Mortimer, Reden, Most Ucieczki, bieżnia przy P3 od mola do Świątyni Grillowania, P4, Preczów i Sarnów. Mała różnica taka, że rano zabrałem sakwy i dziś po drodze wstępuję do wsiowego Lewiatana na zakupy. W ciągu dnia było chyba powyżej zera bo wytopiło nędzne ślady po śniegu. Odczuwalnie było mniej przyjemnie niż rano. Minimalny podmuch mniej więcej z zachodu i chyba wilgoć w powietrzu wywoływały odczuwanie niższej temperatury niż była faktycznie. Przez to jazda nie dawała takiej frajdy. Teraz patrzę na prognozę na jutro i mam dylemat: jechać rano rowerkiem i walczyć na powrocie z zapowiadanym śniegiem i deszczem czy też postawić na zbiorkom. Po dzisiejszym powrocie druga opcja jakoś bardziej zdaje się być atrakcyjna.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!