limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Środa, 15 listopada 2017 | dodano: 15.11.2017

Udaje się rozkręcić rano w dobrym czasie i na kołach jestem o 6:05. Jest zdecydowanie poniżej zera. Trawy oszronione. Kałuże poprzymarzane. Na szczęście wczoraj wysuszyło jezdnie i przyczepność jest przyzwoita. Liczę się oczywiście z tym, że w miejscach mokrych może być ślisko ale takich po drodze nie trafiam. Nawet na Zielonej, która jest najbardziej mokrym odcinkiem na mojej drodze, jezdnie są suche. Kręcę trasę standardową przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Światła na "86" i na Mortimerze udaje mi się przejechać bez stania. Droga w całości spokojna. Nawet czas wyszedł niezły jak na takie warunki termiczne. Przyjemny dojazd do pracy. Przetrzebiło już poważnie rowerzystów.

Na powrocie nieco cieplej ale szału nie ma. Jeżdżę już teraz pozawijany tak, że tylko gęba wystaje. Warunki zmieniły się o tyle, że niebo pokrywa dywan chmur, podczas kiedy rano widać było i Księżyc, i gwiazdy. Jezdnie suche i mam nadzieję, że tak pozostanie bo jutro pewnie też będzie poniżej zera rano. Wracam przez centrum Zagórza, Mortimer i Reden. Tu rzucam jedną macią na dostawczak na katowickich blachach. Chamsko zajechał mi drogę na Wojska Polskiego zmuszając do ostrego hamowania. Przeciął mi drogę wyjeżdżając z osiedla w ul. Korczaka. Do tego gadał jeszcze przez komórkę. Może go tam gdzieś na drodze karma dopadnie. Potem już spokojnie pod Most Ucieczki i bieżnią w stronę Świątyni Grillowania. Przeskok przez tory na bieżnię przy P4 i do Preczowa. Potem już prosto przez Sarnów do domu. Na miejscu jestem już po zachodzie ale jeszcze przy dobrej widoczności. Przyjemny powrót z pracy.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!