limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | dodano: 28.08.2017

Po górskim weekendzie dziś nawet nieźle mi się wstawało. Przed wyjazdem sprawdzam jak na zewnątrz i z zachwytu nie pieję. Chłodno. Mam jednak nadzieję, że nogi dadzą radę. Wygrzebany do startu jestem o 6:14. Mikroskopijna rezerwa więc od razu staram się jechać z uczuciem. Jeszcze na punkcie kontrolnym na Zielonej mam nieco tyły czasowe ale już obok DorJan-a jestem o 6:49 a do celu niedaleko więc tu nieco odpuszczam z tempa. Ostatecznie jestem na miejscu z rezerwą 1 minuty. Przejazd spokojny i przyjemny. Jedynie raz na ścieżce musiałem ostro hamować jak mi pies wyleciał. Teraz tylko dotrwać do końca dniówki.

Po pracy cieplej ale szału nie ma. Trochę wieje i te podmuchy nie są za ciepłe. Jeszcze w słoneczku, stojąc, jest nawet przyjemnie. W ruchu, zwłaszcza powyżej 25km/h, już tak miło nie jest. Na szczęście dziś nie muszę się spieszyć i nie chce mi się spieszyć. Kręcę spacerowo przez Mec, Środulę, Stary Będzin do serwisu zapytać o ceny amorków dla Tomka, który był wczoraj sobie złamał ówże na klubowej ustawce do Wadowic. Potem niespiesznie przetaczam się przez Łagiszę i Sarnów w drodze do domu. Na podjeździe pod światła na "86" czuję, że mnie odcina. Zajeżdżam do piekarni w Psarach i poza pieczywem funduję sobie shota 33ml z Coli. Pomaga. Resztę drogi kręci się już normalnie acz dalej bez pośpiechu. Powrót przyjemny i spokojny. Kilka najbliższych dni to będzie pewnie tylko kręcenie na trasie DPD aż nie zregeneruję sił po Istebnej.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!