limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Do Lubomierza

  • DST 163.00km
  • Czas 09:03
  • VAVG 18.01km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 sierpnia 2017 | dodano: 16.08.2017

Plan na długi weekend był taki, że z Michałem jedziemy do Lubomierza na bacówkę. Start miał być w sobotę ale pogoda była taka, że moczyć przestało dopiero około 11:00 a opady przesuwały się w stronę Krakowa. Wychodziło więc na to że byśmy ścigali deszcz i startując tak późno wejście na górę mielibyśmy w ciemnościach. Odpuściliśmy i umówiliśmy się na start o 7:30 w niedzielę.

Zbieram się w miarę sprawnie ale jednak zaliczam poślizg i startuję o 6:42. Kręcę przez Będzin do Sosnowca. W okolicach Żylety spotykam Maćka, Tomka i Pawła jadących na ustawkę przy Pogorii 3. Tylko się witamy i zamieniamy kilka słów bo mnie goni czas. Ostatecznie na BP, gdzie się umówiłem z Michałem, jestem spóźniony jakieś 15 min. Jedziemy jeszcze po małe zapasy na drogę i potem już rozpoczynamy jazdę właściwą.

Trasa na kresce więc nie będę opisywał detali. Rano było jeszcze fajnie pustawo na drogach. Potem ruch nieznacznie się wzmógł ale nie było tragicznie. Jechało nam się całkiem dobrze mimo tego, że wlokłem za sobą przyczepkę.

Przerwę obiadkową robimy dopiero w Myślenicach. Dzięki Garminowi udaje się namierzyć całkiem sympatyczny lokali z niezłą paszą za przyzwoite pieniądze. Posileni kręcimy do Mszany Dolnej. Ostatnie 10km odcina mi parę. Dopiero na powrocie zatrybiłem, że ten kawałek to było cały czas pod lekką górkę. Nie pomagał jednak na dojeździe fakt, że Michał podjeżdżał na luzach a ja się męczyłem. Co prawda on na pusto ale mimo wszystko.

Kiedy kończymy jazdę po asfalcie robię foto z pomiarów Garmina. Na dystansie ponad 150km średnia 20,4. Nawet nieźle. Szybko jednak leci na pysk po tym jak udaje nam się wykonać wypych pod bacówkę na Jasieniu. spada poniżej 18km/h ale wcale się nie dziwię. Na dystansie niecałych 4km różnica wysokości to ponad 300m. Miejscami są niezłe stromizny z ruchomym podłożem.

W nagrodę na mecie zimny browarek. Smakuje po takim rajdzie wyśmienicie. A potem już integracja z dezintegracją.



Link do pełnej galerii



Chwila przerwy w Zatorze.


Kalwaria Zebrzydowska. Objeżdżamy ją bokiem.


Most w samym środku chyba wsi. I to tylko dla pieszych. Chyba pozostałości po jakimś szlacheckim dworku. O ile mnie pamięć nie myli to było to w Lanckoronie. Niedaleko też całkiem "wypasiony" kościół.


Robią się widoczki. Ale najpierw trzeba zapłacić za nie ostrymi podjazdami.


Pomiary przed wypychem...


... i po wypychu.


Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!