limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Czwartek, 6 lipca 2017 | dodano: 06.07.2017

Zmęczenie materiału tygodniowe daje się we znaki w postaci opóźnionego wyjazdu - 6:19. Zakładam, że będę miał spóźnienie choć gdybym pocisnął to mała szansa na dotarcie na czas jest. Warunki przeciętne. Na północnym wschodzie chmury jeszcze przesłaniają słońce ale na południu już niebo czyste. Gdzieś w drodze powinienem zobaczyć słoneczko. Podmuchów nie rejestruję więc albo ich nie ma, albo są korzystne. W powietrzu dużo wilgoci po wczorajszych opadach co sprawia, że odczuwalnie nie jest za ciepło. Trasa standardowa. Niestety w locie okazuje się, że nie dojadę na 7:00. Wszystkie światła po drodze stawiają opór. Do tego trafiam jeszcze na szlaban na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej, gdzie tracę 3-4 minuty. Ostatecznie na miejscu jestem 7:05.

Na powrocie warunki odrobinę się polepszyły ale awansowały tylko do ledwo przeciętnych. Dopóki słoneczko wyglądało zza chmur było nawet termicznie nienajgorzej. Jednak kiedy się chowało albo musiałem jechać w cieniu to temperatura była zdecydowanie w kategorii chłodnawo. Do tego nieco podwiewało. Tempo powrotne mocno spacerowe. Coś mnie wymęczyło tak, że nie miałem w ogóle ochoty na naginanie. Trasę wybieram spokojną przez ścieżkę na Braci Mieroszewskich, Starocmentarną, Reden, Most Ucieczki, Zielona, czarny szlak do Łagiszy, Sarnów i do domu. W domu na chwilę kładę się rozciągnąć kości i jak się budzę to jest prawie 4h później a ja dalej mam ochotę spać. Ehh... dzisiejszy dzień na straty.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!