limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Środa, 6 lipca 2016 | dodano: 06.07.2016

Ciągle nie mogę odespać weekendu i dziś znów z tego powodu obsuwa w starcie. Dość poważna. Ruszam 6:25. Jezdnie schnące. Trochę wiaterku sprzyjającego czyli zachodni, północno zachodni. ICM mówił, że ma być około +15 ale nawet jeśli tyle jest to i tak odczuwalnie przyjemnie. Kręcę od samego początku dość intensywnie, choć jeszcze nie tyle ile fabryka dała. Mam nadzieję nieco zmniejszyć spóźnienie. Ruch zauważalnie o tej porze większy ale udaje się jechać płynnie i bez ekscesów. Punkty kontrolne pozaliczane w tragicznym czasie. Na Mortimerze tym razem nie wbijam na ścieżkę by nie tracić na niej czasu. Lecę jezdnią przez rondo. Ostatecznie na finiszu strata 8 minut.

Powrót z pracy to w sporej części jazda na wiatr. Żeby się za bardzo nie zmachać to nie cisnę. Również nie zaginam. Kręcę przez Mec i Środulę na ścieżkę małobądzką i dalej przez Zamkowe, Grodziec i Gródków do domu. Po drodze zahaczam o Dino i lekko wyginam przy wsiowym Lewiatanie. Na ostatnich metrach dopada mnie parę kropelek. Chwilę po tym, jak melduję się w domu za oknem zaczyna się króciutka ulewa. Wychodzi na to, że dobrze, że nie zaginałem. Ale też i chęci ku temu nie było. Wciąż wyłazi weekend. Jestem nieustannie głodny i śpiący.


Kategoria Praca


komentarze
limit
| 09:29 środa, 6 lipca 2016 | linkuj Tak szacuję, że jeszcze dziś mnie trochę pomęczy. Na weekend chciałbym być na chodzie bo w sobotę znów szykuje się konkretna traska.
amiga
| 08:00 środa, 6 lipca 2016 | linkuj Z tym odsypianiem weekendu to identycznie miałem tydzień temu, potrzebowałem dobrych 4 dni by dojść jako tako do siebie. Na drogach było chyba cieplej, było czuć jak asfalt grzeje ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!