Lubomierz - Psary
-
DST
161.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
07:45
-
VAVG
20.77km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota była nierowerowa choć nie do końca leniwa. Do rana zostały zużyte w większości zapasy napojów integracyjnych a zaopatrzenie miało już w planach wesele więc musieliśmy sami zadbać o swoje potrzeby. Z Michałem schodzimy 2km (i 400m w dół) do sklepu. Pakujemy po 4 czteropaki do plecaków, do tego trochę innych napojów i każdy po 2 5-cio litrowe baniaki wody i wdrapujemy się z powrotem do bacówki. Do zachodu słońca dzień przepędzamy na leniwym utrzymywaniu się w stanie błogim. Nieco przed zachodem krótki spacerek na Jasień podziwiać zachód słońca i panoramę. Jest co podziwiać. Na horyzoncie burza w okolicach Babiej Góry. Szeroka panorama Beskidu Wyspowego. Zachód słońca. Chyba z godzinę napawamy się widokami.
W niedzielę mieliśmy wracać. My z Michałem wcześniej rowerkami, reszta ekipy zejść do samochodów. Plany rozwaliła nam pogoda. W nocy przeszła pierwsza fala burzy. Nad ranem druga, po której wstaliśmy z Michałem śledzić ruch chmur. Nie było czego śledzić bo nad nami wisiał równy, szary dywan, który czasem nawet zakrywał całą polanę. Falami deszcz utrzymywał się tak, jak ICM zapowiadał czyli do 13:00. Dla nas to była potężna strata czasu ale nie było sensu się wcześniej ruszać. Poczekaliśmy chwilę by nieco wody spłynęło z drogi i po pożegnaniu rozpoczynamy zejście. Gdyby było sucho to może nawet całe byłoby do zjechania a tak to pozostało nam tylko nóżka za nóżką schodzić. Na szczęście udało się bez poślizgu ale w butach znów było... drastycznie. Na dole zostawiamy znów część bagażu do zapakowania do samochodu i na pusto ruszamy w drogę powrotną zahaczywszy na moment o sklep. Tym razem kręcimy asfaltami i to głównymi drogami. Najpierw kierujemy się na Mszanę Dolną. Idzie mi ciężko właściwie ponad 30 pierwszych km to marudziłem Michałowi, że mnie spanie bierze. Droga była stosunkowo płaska i prosta. Po prostu nudna. Plus taki, że się rozpogodziło a drogi wyschły. Za Jordanowem zjeżdżamy do karczmy na obiad. Mniej więcej od tego momentu zaczyna mi się jechać lepiej. Może też dlatego, że "28" ma po drodze kilka fajnych podjazdów i zjazdów a sama jezdnia jest równa i ładnie wyprofilowana. Średnia szybko nam rośnie a kilometrów na liczniku przybywa. Trzymamy się "28" aż do Zatoru. Tu jakiś zator. Zmiana organizacji ruchu i musimy mały objazd robić. Usłyszeliśmy jakieś głośne zapowiedzi więc podejrzewam, że była chyba w centrum jakaś impreza masowa i stąd objazd. Przerzucamy się na "44" do Oświęcimia i ciągniemy równo ku zachodzącemu słońcu. Temperatura w sam raz, nogi podają rewelacyjnie. Niestety w domu już na 100% będziemy późno. Z Oświęcimia jedziemy już oklepaną drogą przez Imielin do Mysłowic. U Michała czekają już moje graty więc podjeżdżam razem z nim. Zapinam karimatę, śpiwór i mini plecaczek z ciuchami, żegnam się i już wolniej kręcę do domu. Im bliżej tym oporniej. Jeszcze Sosnowiec i Będzin przejeżdżam w miarę sprawnie ale przed Łagiszą staję na przystanku by wciągnąć nieco kalorii. Potem ostatni skok w stronę świateł na "86" i "913" prosto do domu. Jest już zdrowo po 23:00 ale od razu wrzucam wszystko do prania a sam włażę pod prysznic. Kładę się spać już w poniedziałek. Oj! Ciężki to będzie dzień. Na pewno nie raz mnie połamie spanie. Ale warto było! Niby tylko 3 dni ale wyrypa pierwszorzędna. Zaś sam pobyt na bacówce to bardzo klimatyczne wydarzenie. Dostałem otwarte zaproszenie i nie omieszkam skorzystać. Cisza i spokój jakie tam panują warte są partyzanckich warunków. Tam inaczej płynie czas i rzeczywistość ma zupełnie inne barwy. Ale teraz czas na regenerację. Na pociechę zostaje kilka zdjęć.
Link do pełnej galerii
Połowa dnia to patrzenie jak pada deszcz. Zadziwiające. W dobrym towarzystwie to całkiem fascynujące zajęcie :-)
Nie fikaj do Czerwonego Kapturka.
Jak to było w grece? Panta rhei?
W końcu się jednak wypogadza.
Tu szamamy obiadek.
Po drodze foto raczej mało bo skupialiśmy się na tym, by równo i jak najszybciej jechać do domu.
Przed Oświęcimiem zachodzi nam słońce.
Jechało się fajnie choć szkoda, że finisz tak późno.
Kategoria Kilkudniowe
komentarze