limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Psary - Lubomierz

  • DST 157.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 10:39
  • VAVG 14.74km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 lipca 2016 | dodano: 04.07.2016

Niby po urlopie ale w piątek znów skorzystałem z dobrodziejstwa dnia wolnego i na zaproszenie Michała wybrałem się z nim na rowerku do Lubomierza na bacówkę. Umówiliśmy się na BP w Mysłowicach o 7:45 ale udało mi się przykręcić chwilkę wcześniej. Zostawiamy u jego brata nieco bagażu, który pojedzie samochodem i wjedzie na górę razem z zaopatrzeniem a my już na lekko włączamy na Garminie opcję "kolarstwo górskie" i wklepujemy za punkt docelowy Mszanę Dolną. Jako, że prowadzi nas kreska to niespecjalnie zwracamy uwagę na to gdzie jesteśmy (co czasem kończy się małą improwizacją) i kręcimy sporo rozmawiając przez wioski i lasy wybywając niespodziewanie przy kamieniołomie w Libiążu. Pierwsze foto wyjazdu i ciśniemy dalej. Pogoda niezła choć spodziewamy się, że może nas gdzieś zlać po drodze bo prognoza nie chciała być innego zdania w tej materii. Jedzie się dobrze i sprawnie. Obiad jemy w Biertowicach pozwalając sobie na izotonik przy okazji. Za Jasienicą Garmin wrzuca nas na szlak czerwony pieszy. Początek to ostry wjazd po płytach. Obserwujemy zmieniające się niebo i nasłuchujemy grzmotów ale wygląda na to, że wszystko to po drugiej stronie grzbietu i nam się upiecze na sucho. Nie upiekło się. Gdzieś po drodze zaczyna kapać. Kończy się jazda bo szlak gęsto poprzecinany dołami ze stojącą wodą a świeżo spadająca sprawia, że cała reszta robi się śliska. Ponad godzina prowadzenia, wypychania i ślizgania. Namakamy od strony butów dość mocno. Gdzieś po drodze urywam tylny błotnik. Mocowanie było w takim patencie, że właściwie była to tylko kwestia czasu. Próbując podjechać kawałek bardziej płaski nagle tracę przyczepność i ratując się zeskokiem łamię nadwątlone już wcześniej mocowanie. Demontuję resztkę mocowania ze sztycy i trzema opaskami przytwierdzam błotnik pod podsiodłówką z dętką. Trzyma się lepiej niż oryginał. Dobrze, że nie wyrzuciłem bo jeszcze potem się przydał. Ze szlaku schodzimy przy "S7" na południe od Myślenic. Zakupy w sklepie i teraz trzymamy się drogi by nadrobić nieco straconego czasu. Jedziemy do Mszany Dolnej i jeszcze kawałek dalej asfaltem do Łętowego. Po drodze dociera do nas info, że źródełko wyschło na górze i nie ma wody. Zabieramy kilka butelek wody mineralnej i zaczynamy ostateczny podjazd. Z Łętowego wchodzimy na zielony szlak pieszy i jednocześnie czerwony rowerowy. To drugie oznaczenie to jakiś dowcipniś musiał zrobić bo po deszczu nie ma mowy by tam wjechać rowerem. A i na sucho tylko kawałki bo im wyżej tym bardziej wąsko, stromo i gęsto od drzew i krzaków. My prawie całość wypychamy. Na miejscu jesteśmy już po zachodzie słońca. Dzień intensywny ale bardzo fajnie spędzony. Nawet to, że mam w butach bagienko jakoś nie martwi. Zresztą przy odpalonej kozie do rana wszystko jest suche. Jak dociera zaopatrzenie można ze spokojem ducha zabrać się za integrację.


Link do pełnej galerii


Kamieniołom.


Śniadanie z widokiem.


Przebijamy się przez Wisłę.


Deszcz wywabił smoka.


Finalny wypych.


Rozliczenie z dniem.


Kategoria Kilkudniowe


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!