Nadmiar O2 jest toksyczny
-
DST
176.00km
-
Teren
80.00km
-
Czas
09:40
-
VAVG
18.21km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś tylko liczby z ustawki. Jutro opis, foto i mapka.
Edit dnia następnego.
Plan na sobotę był taki by pojechać Leśno Rajze w drugą stronę niż 03.04.2016 r. Prognozy na sobotę były takie sobie i zwoływaliśmy się zastrzegając, że w przypadku opadów odpuścimy albo przynajmniej skrócimy trasę. Zbiórka w Sosnowcu o 7:15. Rano za oknem +12, dywan chmur i watr ale jest sucho. Ruszam nieco później niż planowałem - 6:40. Ubrany na krótko nieco zdziwiony przypatruję się ludziom po drodze bo poubierani jakby zimno było. Sam rozgrzany dynamiczną jazdą nie zwracam uwagi na warunki. Jedynym zmartwieniem jest to by się nie spóźnić. Udaje się przebić szybko przez Będzin (dzień targowy) i na czas dotrzeć do Sosnowca. W sumie zbiera się nas 7 osób: Maciek, Dominik, Michał, Przemek, Mariusz, Paweł i ja. Ruszamy na początek pod przewodnictwem Maćka do Czeladzi. Przemyca nas jakimiś ukrytymi ścieżkami na Piaski. Na światłach na "94" przejmuję prowadzenie i ciągnę ekipę przez Przełajkę, do Wojkowic i dalej do Dobieszowic i Świerklańca. Przy Biedronce robimy mały postój karmieniowy. Załatwiwszy paszę ruszamy na szlak zielony Leśnej Rajzy. Chechło mijamy asfaltem i jedziemy w stronę Miasteczka Śląskiego za którym na dobre wbijamy w lasy. Jedziemy po śladzie na GPS-ie więc nie ma problemu z nawigacją i niespecjalnie zwracamy uwagę na znaki, które miejscami są nieco mylące. W kilku miejscach szlak sobie ścinamy nieznacznie. Z każdym kilometrem poprawia nam się też pogoda. Temperatura, co prawda, nie rośnie ale za to chmurki robią się coraz mniejsze i gdzieś około 11:00 świeci już ładne słoneczko. Jedzie się bardzo przyjemnie. Warunki terenowe często się zmieniają. Po drodze udało nam się doświadczyć ładnych, leśnych duktów, piasku, błota, wrednych kamieni. Była przeprawa przez mały strumyczek. Ogólnie bardzo fajna jazda. W okolicach 14:00 docieramy do Koszęcina i w sprawdzonej restauracji zjadamy obiadek nieco regenerując siły. Ponownie na koła wsiadamy po 15:00 i jedziemy zrobić foto pamiątkowe przy fortepianie. Potem wracamy na szlak. Tu po kilkuset metrach robię sobie glebę na zeschniętej koleinie. Ryję dziobem w piasek ale poza tym bez większych strat: siniak na kolanie i lekko stłuczona lewa dłoń. Można jechać dalej. Kręcimy szlakiem LR do Woźnik. Poprzednim razem ominęliśmy ten kawałek. Przed Woźnikami szlak został wysypany dolomitem. Jeszcze to nie osiadło i jedzie się bardzo nieprzyjemnie. Wyjeżdżamy z lasu wprost na budowę węzła autostrady A1. Dziś tu pusto więc nie ma problemu z przedostaniem się pod drewniany kościółek i dalej do centrum miasta. Nie zatrzymujemy się jednak tylko wspinamy na górkę leżącą na drodze do Cynkowa. Tu długi zjazd świetnej jakości asfaltem. Udaje się nieco podkręcić tempo na kilka km. Za Cynkowem wbijamy do lasu w stronę Strąkowa skąd kierujemy się na Dziewki i dalej do Siewierza. Postoje są już teraz krótkie i tylko jak trzeba coś wypić czy zjeść. Grubo ponad setka w nogach, lekko zmoczeni w lasach przed Mokrusem chcemy dotrzeć do domu. W Siewierzu wbijamy na szlak i ciągniemy nim w stronę Wojkowic Kościelnych i Pogorii 4. Wzdłuż zbiornika jedziemy razem aż do Marianek (po drodze zawracając Krzyśka). Tu żegnam się z chłopakami, którzy w grupie jadą dalej w stronę Sosnowca. Solo wracam przez Preczów i Sarnów do domu. Ten odcinek cały czas pod mało przyjemny, zimny wiatr. Po drodze trochę technicznych problemów. Jeszcze w Czeladzi Mariusz nabiera podejrzenia, że ma kapcia. Przegląd jednak nic nie wykazuje. Faktycznego kapcia zalicza gdzieś w lesie Przemek. Jest okazja do postoju. Przy okazji Dominik bada sprawę swojego hamulca, który raz to pobrzękuje tarczą, raz nią trze. Ostatecznie za którymś podejściem udaje mu się wyregulować wszystko jak należy. U siebie stwierdziłem znów urwaną szprychę na tylnym kole. Gdzieś po drodze usłyszałem niepokojący brzdęk ale myślałem, że to jakiś kawałek gałęzi gdzieś w koło walnął. Dopiero później na postoju, podczas czyszczenia kółka przerzutki zauważam, że szprycha jest urwana przy piaście. Wykręcam uszkodzony drut. Mimo tego defektu jedzie się dobrze. Koło bije na boki ale nie zrobiło się jajowate więc nie rzuca rowerem. Defekty dziś z kategorii nieeliminujących z jazdy. W sumie wyszedł kawałek porządnego jeżdżenia w zgranej ekipie. Dobrze, że jest niedziela na regenerację :-)
Co do tytułowej toksyczności... Trzeba uważać żeby nie przegiąć z jazdą po lesie bo można przedawkować O2. Zwłaszcza miastowych się to tyczy. Chłopakom ewidentnie szkodził taki poziom tlenu w atmosferze bo wesoło im było nawet jak deszcz zacinał w gębę. Dowcip tak im się wyostrzył na świeżym powietrzu, że trzeba było uważać na ostre krawędzie każdego słowa ;-)
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe, Szprycha
komentarze
No cóż nawał innych zajęć ogranicza maksymalną możliwość aplikowania O2 i witaminy R.
wyjazd zacny z urozmaiconymi podłożami do jazdy i dużą dawką cierpkiego humoru
W takim towarzystwie mmm...sama przyjemność, to i dowcip się wyostrza.
Człowiek odrazu zauważa jak niewiele potrzeba żeby kogoś rozbawić; )