limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDNZ

  • DST 46.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 17.58km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 stycznia 2016 | dodano: 26.01.2016

+3 na starcie. W powietrzu dużo wilgoci, takie skrzyżowanie mgły z mżawką. Generalnie podła widoczność i nieustanna konieczność przecierania okularów. Przekłada się to na mniejszą prędkość. Wilgoć sprawia też, że jezdnie mokre i miejscami sporo wody w koleinach. Na wyjeździe z domu zaskakuje mnie nieco oblodzony wyjazd i chodnik ale już jezdnia jest ok. Ruszam o 6:03. Ruch taki sobie. Tak do "dworca" kolejowego w Dąbrowie Górniczej trzymam się harmonogramu. Tu też zaskakuje mnie widok wiaty na peronie. Chyba faktycznie w końcu coś zrobią z dworcem, jak mówili rano w RMF-ie. Potem focę jeszcze hotel ale ze względu na mgły wychodzi to tak sobie. Koło DorJan-a jestem o 6:51. Za rondem w centrum Zagórza 6:58. Na finiszu 7:06. Słabo. Sama jazda dość przyjemna. Udało się nie przemoknąć.
Powrót po dość długiej przerwie nawet nieźle się zaczął. Czas był już najwyższy bo od jakiegoś czasu męczyły mnie bóle odstawieniowe. Wystarczyła jednak tylko krótka przejażdżka do pracy i jest od razu lepiej. Przerwa w kręceniu objawiła się też tym, że na pasku trzeba było zmienić dziurkę o jedną bliżej jego końca. Znaczy się są zapasy do spalania :-)

Po pracy warunki do jazdy wciąż dobre tzn. mokre asfalty, bez wiatru, bez mgieł, jasno, na plusie. Początek powrotu taki sam jak dojazd na odcinku do DorJan-a czyli ścieżką. Potem wracam na asfalt i skręcam w Starocmentarną skąd dalej pod ścianę płaczu na Redenie. Stamtąd pod molo na Pogorii 3 i bieżnią na Piekło. P3 pokryta jeszcze lodem ale już pękającym i z warstewką wody. Z Piekła wzdłuż Pogorii 4 do Preczowa i dalej standardem przez Sarnów do domu. Tu zostawiam plecak, zapinam sakwy i kręcę po zaopatrzenie do sklepu w sąsiedniej wiosce. Najkrótszą drogą to kilometr ale nie odmawiam sobie okazji do zagięcia i tak też docieram do marketu. Z balastem wracam do domu, zostawiam ładunek i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem powrót i koniec kręcenia na dziś. Do domu dotarłem za względnej jasności ale już jazdy zaopatrzeniowe w ciemnościach. Popołudniowe kręcenie jeszcze przyjemniejsze od porannego.


Kategoria Praca


komentarze
limit
| 12:34 wtorek, 26 stycznia 2016 | linkuj Ten sam nałóg to i objawy choroby podobne :-)
amiga
| 12:28 wtorek, 26 stycznia 2016 | linkuj O czyli cierpimy na podobny syndrom :)
limit
| 11:59 wtorek, 26 stycznia 2016 | linkuj amiga: U mnie było po równo przeziębienie, pogoda (czyt: ślisko i wąsko na drogach), leń. Ale objawiły się warunki, które uważam już za całkiem niezłe do jeżdżenia więc w końcu się wytoczyłem. Trochę mi tego brakowało.
amiga
| 10:51 wtorek, 26 stycznia 2016 | linkuj Hihi... fajnie że wróciłeś, szkoda, że pogoda nieciekawa... ale dobre i to... wczoraj jeszcze odpuściłem, ostatnio odchorowałem trochę... i wolałem nie przemoknąć już na starcie... za to temperatura zaskoczyła i to pozytywnie... będzie coraz cieplej... do wiosny już niewiele zostało, tej kalendarzowej... Przedwiośnie chyba się właśnie zaczęło :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!