DPD
-
DST
38.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
19.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś zdecydowanie cieplej. Na finiszu lekko się nawet zagotowałem pod czapeczką. Wszystko przez to, że start wyszedł mi bardzo opóźniony - 6:20 - i musiałem jechać z wielkim uczuciem by wyrobić się na czas. Udało się. Na mecie ląduję równo o 7:00. Po drodze tylko raz mnie chciała kobieta rozjechać na Zielonej. Chyba nie doceniła mojej prędkości i chciała wyjechać z lewej przed stojącym autobusem. W ostatniej chwili się zatrzymała. Przejazd bez zbędnych postojów czyli zero focenia. Tylko dzięki temu zmieściłem się w czasie. W sumie przyjemny przejazd do pracy. I nawet kontuzja mi nie przeszkadzała. Dopiero jak wnosiłem rower na piętro to znów coś się odezwało. Podejrzewam, że zrobiłem sobie to wczoraj jak wnosiłem Błekitnego. Miałem do kompletu jeszcze dość wypchany plecak i to wszystko razem gdzieś za bardzo dociążyło jakiś mięsień.
W ciągu dnia nieznacznie pokapało i drogi były lekko mokre. Zerwał się też dość silny wiatr więc cały powrót miałem do wyboru albo się z nim szarpać w walce o prędkość albo sobie spokojnie na młynkach go przebić. Wybrałem to drugie. Z tego też powodu kręcenie częściowo po chodnikach. Wracam przez Mortimer i Starocmentarną. Tam skręcam w Wojska Polskiego. Na skrzyżowaniu chyba była stłuczka bo są 2 samochody cywilne, policja i laweta. Przez Reden kręcę w stronę bieżni. Omijam Most Ucieczki i kręcę na przejazd kolejowy. Tu zdziwienie. Rozgrzebane, opuszczone zapory, znak zakazu wjazdu. Jedynie piesi i rowerzyści są w stanie się przedostać. Dzięki uprzejmości osoby obsługującej przejście nie muszę się zginać pod zaporami. Od strony Łęknic okrążam P3 i jadę na Piekło. Na obu mijanych Pogoriach windsurferzy rozkładają sprzęt. Cóż, pogoda, jak na listopad, sprzyjająca. Mnie nieźle miejscami miota. Przez Preczów i Sarnów wracam do domu już o ciemnościach. Przyjemny i dość spokojny powrót do domu.
Kategoria Praca