DPZD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
18.92km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś start 6:14. Trawy oszronione czyli zimno. Ale bez wiatru. Przesunięcie godziny niewiele dało bo znów rozpoczynam jazdę o szarówce. Jedzie się przyjemnie ale nie za szybko. Punkty kontrolne zaliczone dość późno. Na "dworcu" jestem już po pociągach. Focę hotel i chwilę czekam na światłach. Potem ścieżka wzdłuż Braci Mieroszewskich i spokojny finisz na Szymanowskiego. Na miejscu jestem ze stratą 3 min. Trochę zmarznięte palce u stóp ale poza tym całkiem ok.
Po pracy zupełnie inna termika. Czapka z rękawiczkami jadą w plecaku. Kręcę niespiesznie bo coś męczy mnie dyńka i nie mam nerwów do intensywnego kręcenia. Powoli przebijam się przez Mec, Środulę i Stary Będzin pod Kauflanda. Tam zapinam Srebrnego i idę zrobić zapas tego, czego w moim wsiowym Lewiatanie nie miewają zbyt często. Z balastem na plecach nienerwowo kręcę przez Łagiszę i Sarnów do domu. Miałem wrażenie, że niektórzy to chyba próbowali zdążyć na wczorajsze święto... jako ci, którym się świeczki pali. Kilku też zdecydowanie za blisko mnie dojechało. Jeden między nerką a targiem nawet bardzo blisko. Udało się jednak wrócić w jednym kawałku i nawet nieco dyńka zelżała. W domu ląduję już po zachodzie słońca i moment później jest całkiem ciemno. Po drodze Prezes daje cynk, że u mnie na skrzyżowaniu był wypadek. Podjeżdżam ale nic nie widać. Musieli gruchoty już pozbierać. Zostało tylko trochę piasku rozsypanego na wyciekłych płynach i jakieś resztki plastiku. Jutro rano muszę uważać żeby się tam na coś nie wpierniczyć i nie złapać kapcia.
Kategoria Praca