limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPZD

  • DST 35.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 18.92km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 listopada 2015 | dodano: 02.11.2015

Dziś start 6:14. Trawy oszronione czyli zimno. Ale bez wiatru. Przesunięcie godziny niewiele dało bo znów rozpoczynam jazdę o szarówce. Jedzie się przyjemnie ale nie za szybko. Punkty kontrolne zaliczone dość późno. Na "dworcu" jestem już po pociągach. Focę hotel i chwilę czekam na światłach. Potem ścieżka wzdłuż Braci Mieroszewskich i spokojny finisz na Szymanowskiego. Na miejscu jestem ze stratą 3 min. Trochę zmarznięte palce u stóp ale poza tym całkiem ok.

Po pracy zupełnie inna termika. Czapka z rękawiczkami jadą w plecaku. Kręcę niespiesznie bo coś męczy mnie dyńka i nie mam nerwów do intensywnego kręcenia. Powoli przebijam się przez Mec, Środulę i Stary Będzin pod Kauflanda. Tam zapinam Srebrnego i idę zrobić zapas tego, czego w moim wsiowym Lewiatanie nie miewają zbyt często. Z balastem na plecach nienerwowo kręcę przez Łagiszę i Sarnów do domu. Miałem wrażenie, że niektórzy to chyba próbowali zdążyć na wczorajsze święto... jako ci, którym się świeczki pali. Kilku też zdecydowanie za blisko mnie dojechało. Jeden między nerką a targiem nawet bardzo blisko. Udało się jednak wrócić w jednym kawałku i nawet nieco dyńka zelżała. W domu ląduję już po zachodzie słońca i moment później jest całkiem ciemno. Po drodze Prezes daje cynk, że u mnie na skrzyżowaniu był wypadek. Podjeżdżam ale nic nie widać. Musieli gruchoty już pozbierać. Zostało tylko trochę piasku rozsypanego na wyciekłych płynach i jakieś resztki plastiku. Jutro rano muszę uważać żeby się tam na coś nie wpierniczyć i nie złapać kapcia.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!