limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDSD

  • DST 53.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 21.06km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 października 2015 | dodano: 19.10.2015

I znów poranne rzeźbienie. Rano już całkiem ciemno ale dziś przynajmniej sucho i bezwietrznie. Temperatura też do przyjęcia. Start 6:10. Jadę bez większego ciśnienia bo jest trochę minutek w zapasie. Punkty pośrednie zaliczone w granicach przyzwoitości. Na "dworcu" jestem między dwoma pociągami KŚ więc zero stania. Dalej też tylko jedne światła. Hotel znów nieco posunął się w pracach. Na miejscu jestem z zapasem 2-3 min. Przyjemny dojazd do pracy. Na miejscu odkrywam, że znów się urwała szprycha na tylnym kole. Tylko nie wiem kiedy, czy jeszcze wczoraj na trasie do Chudowa, czy dziś jak przeleciałem przy ponad 30km/h po krawężnikach na ścieżce przy Braci Mieroszewskich obok stadionu. Ale nic to. Do domu dojadę, wyczyszczę rowerek i dziś lub jutro odstawię go na przegląd to i to mi zrobią przy okazji.

Po pracy szybko zwijam się do domu. Przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Gródków zawijam na kwadrat i zabieram się za czyszczenie Rzeźnika po wczorajszym jeżdżeniu. Schodzi mi coś koło pół godziny ale tak sobie liczę, że jeszcze do 17:00 zdążę do serwisu. Upewniłem się wcześniej, że do tej godziny mają otwarte. Gnam do serwisu ile jeszcze daję radę i na miejscu jestem 16:58. Hm... Zamknięte :-( Trudno. Wracam już bez ciśnienia przez Łagiszę i Sarnów. Cóż. Nie udało się odstawić full-a do serwisu ale chociaż pojeździłem. W sumie przyjemne warunki do kręcenia.


Kategoria Szprycha, Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!