DPD
-
DST
36.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
16.88km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
3 dni przerwy i dziś, mimo nędznych warunków, aż chciało się jechać rowerkiem do pracy. Przy pakowaniu asfalty były jeszcze suche ale jak już wyciągałem rower padał śnieg. Temperatura była trochę powyżej zera więc od razu topniał. Ubrany jak na suche warunki miałem już za mało czasu na przebieranki w zestaw gumowy, który jechał w sakwie, więc wystartowałem jak stałem. 6:15. Spóźnienie pewne przy tej temperaturze, opadzie i wietrze z północnego wschodu. Jedzie się dobrze ale nie mam kontroli nad czasem bo zegarek pod rękawem i nie bardzo jest jak do niego sięgnąć w locie a GPS w kieszeni. Jak się okazało na mecie, za słabe baterie nie wytrzymały i padł gdzieś po drodze. Czas sprawdzam dopiero na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej. 6:47. Nie focę dziś hotelu bo i tak by niewiele wyszło a i czasu miałem mało by kopać po sakwach za aparatem. Udaje się nie stać na światłach prawie w ogóle ale nic to nie daje i jestem z czasem coraz bardziej do tyłu. Za rondem na Zagórzu mam pomiar 7:02 i jeszcze 2km do przejechania. Nędza. Ostatecznie na mecie ze stratą 9 min. Nawet nie bardzo przemoczony ale za to z lekko zmarzniętymi stopami. Jak tak popada cały dzień to powrót będzie już w zestawie gumowym.
Jako, że przez cały dzień leciał deszcz ze śniegiem powrót musiał się odbyć w zestawie gumowym bo inaczej byłbym mokry do gołej skóry. Przy tym wietrze to choróbsko murowane w takim stanie. Użycie zestawu gumowego ma jedną potężną wadę. Owszem, chroni przed opadem i wiatrem ale to działa w drugą stronę. Kiepsko odprowadza się pot i szybko wzrasta temperatura. Wszystko to wymusza jazdę w ślimaczym tempie. Skoro więc mam sobie spacerować na rowerze to wskazana jest jak najbardziej spokojna trasa. Wybieram kierunek na Pogorię 3. Docieram tam przed 16:00. Bieżnią jadę w stronę Świątyni Grillowania po drodze napotykając tylko dwie biegaczki. Poza tym jakby ludzi wytruli. Przeskok przez tory i kawałek wzdłuż Pogorii 4. Tu żywego ducha. Dalej standardowo przez Preczów i Sarnów do domu. W Preczowie zbiesił mi się łańcuch do spółki z przerzutką i skończyło się to wpadnięciem łańcucha między szprychy a wolnobieg. Dłuższa chwila szarpaniny z nieposłusznymi mechanizmami i wniosek z niej taki żeby nie zrzucać poniżej 2/2. Złapały mechanizmy trochę piachu między Pogoriami i się rozjechały :-/ Poza tym powrót bez większych sensacji. Nawet przyjemnie się kręciło. Trochę tylko przymarzły stopy pomimo wełnianych skarpet i gumiaków. Hm... Wychodzi na to, że jednak nie o warstwy izolujące od wody i chłodu chodzi. Po prostu ta część ciała ma za mało ruchu by wydzielać ciepło i marznięcie to ich standardowe zachowanie. Szkoda bo to bardzo zniechęca do jazdy.
Kategoria GPS-, Praca
komentarze