limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDZ

  • DST 39.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 17.86km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 września 2015 | dodano: 07.09.2015

Nie spojrzałem na termometr. ICM wieszczył w okolicach +10. Odczuwalnie może było nawet ciut więcej. Nogi, w każdym bądź razie, przyjęły warunki całkiem nieźle. Start 6:09. Już na pierwszym kilometrze objawia się "kierownik". Koniecznie musiał mnie wyprzedzić przed nadjeżdżającymi dwoma samochodami i przy tej okazji skrócił manewr zjeżdżając przede mnie dość blisko. Kolejny taki trafia się na Zielonej. Ten jest lepszy bo dokłada jeszcze wyprzedzanie na łuku w prawo. Oczywiście przed nadjeżdżającymi samochodami. Prawie mnie zepchnął do kałuży. Niewiele dalej, bo na końcu ul. Robotniczej kolejny niewydarzony "kierownik" na ostatnich metrach przed skrętem w prawo jeszcze wciska się przede mnie. Dziś poranek jełopów na drodze. Poza tym przejazd spokojny i niezbyt spieszny. Na miejscu z zapasem 3 minut.

Po pracy pogoda wyglądała lepiej niż rano ale tylko o tyle, że było mniej chmur a więcej słońca. Wiatr, który rano pomagał, na powrocie przyszło mi zwalczać. W związku z tym kręcenie raczej niezbyt spieszne i z wykorzystaniem terenu do osłony przed podmuchami. Powrót przez Mec, Środulę do Starego Będzina i dalej ścieżką do Nerki. Potem Zamkowe, ścieżka do Grodźca i zjazd asfaltem pod Biedronkę, gdzie znów wbijam na ścieżkę tym razem do Wojkowic. Fajnie by było, gdyby w końcu z tego zrobił się jakiś nieprzerwany ciąg zdarzeń bo torowisko tramwajowe, po którym teraz ścieżka biegnie, było przecież ciągiem. Może i byłoby trochę naokoło ale przynajmniej człowiek nie miałby czkawki albo zwidów na widok pojawiam-się-i-znikam-ścieżki-rowerowej. W Wojkowicach obok Orlenu niejakie postępy choć do końca robót chyba jeszcze trochę będzie trzeba poczekać. Zrywają teraz klinkier ukryty pod asfaltem na wysokości wiaduktu kolejowego i ruch tamtędy był przyblokowany i skierowany na objazd. Na szczęście rowerkiem myknąć między paletami z kostką to nie problem. Kawałek terenu i znów jestem na asfalcie. Prosta do domu. Tu zrzut czarnych sakw, chwila dłuższa przerwy i jeszcze standardowe zagięcie z sakwami czerwonymi do wsiowego Lewiatana. Na powrocie z zakupami piękny widok zachodu słońca. Cudne kolorki. Niestety bez foto bo i telefon, i aparat zostawiłem w domu.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!