DP w poszukiwaniu sporka D
-
DST
61.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:59
-
VAVG
20.45km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+2 na starcie. Trochę wysokich chmurek. Wschód niezbyt efektowny. Start udaje się zrobić dziś nieco wcześniej - 6:09. Dzięki temu mogę sobie jechać bez ciśnienia. Wychodzi jak zwykle i czas przelotu niewiele różni się od tego, jak jest presja czasu. Przejazd spokojny i bez sensacji. Po drodze foto hotelu. Na miejscu z zapasem 6 min.
Poranne foto hotelu. Zielone zrobiło się na początek żółte. Wiosna w natarciu. Choć jeszcze zimnawa.
Po pracy ruszam asfaltem na Niwkę. Na Dańdówce omalże ląduję pod kołami. Trochę moja wina bo jechałem przejazdem dla rowerów przez jezdnię i nie spojrzałem w lewo a dodatkowo widok zasłaniała jakowaś budowla. Na szczęście prędkość była niewielka i jak kątem oka zarejestrowałem ruch z lewej tak od razu po hamulcach. Dobrze, że klocki jeszcze niezdarte i amorek odblokowany bo dzięki temu stanąłem niemal w miejscu z tylnym kołem wysoko uniesionym :-p Skończyło się tylko na chwilowym braku akcji serca :-] Kawałek za Dańdówką prawie cała droga do ronda na Niwce rozgrzebana. Ciągle zwężenia, sznurki samochodów. Większość przejechana chodnikami. Na rondzie jadę w stronę mostu na Białej Przemszy i zaraz za nim wbijam na ścieżkę, którą ciągnę wzdłuż rzeki aż do postoju, który mieliśmy w trakcie niedzielnego śmigania. Tamże spodziewałem się odnaleźć zagubionego sporka. I tamże go znajduję. Leżał dwa dni.
Spork w pokrowcu.
Potem trochę na czuja, trochę na azymut gnę do Mysłowic. Chyba nawet o Jaworzno zahaczyłem bo mijałem tablicę "Jaworzno żegna". Trochę trwa nim rozpoznaję jakieś miejsca już nawiedzone ale jak tylko się w końcu zorientowałem w położeniu to bez większych problemów (choć robiąc eksploracje "na czuja") kręcę w stronę Sosnowca. Wbijam na czerwony szlak w stronę Milowic i niemal od razu robię stopa. Rypsnęło się drzewko na trasie.
Rypsnięte drzewko i rowerzysta przedzierający się bokiem.
Rypsnięte drzewko - widok po przeniesieniu rowerka.
Dzwonię do Prezesa z info gdzie by trzeba pilarzy posłać. I kręcę dalej. Teraz już wolniej bo kolejno zaczyna się ssanie czyli jadę na rezerwie. Do tego wiatr wali centralnie na front i trzeba by się zapalić żeby 25km/h przeskoczyć. Do kompletu zaczyna się stawiać lewe kolano. Kręcę więc nieco wolniej. Za stawikami, na moście nad trasą obok Real-a, przystaję założyć czapkę bo pizga po łepetynie bardzo nieprzyjemnie. Wczoraj jak wracaliśmy z Prezesem zwrócił moją uwagę na Szwedzkiego. Dziś był ładnie oświetlony słońcem więc stanąłem i jednak pstryknąłem.
Szwedzki na zoomie.
Przez Czeladź przebijam się też z lekkimi zakosami pod Strusie i dalej na most graniczny na czerwonym Szlaku. Delikatnie pod górkę w Przełajce i przez kawałek Wojkowic do mojej wioski.
Generalnie fajne kręcenie. Słonecznie. Słoneczko jednak bardzo zwodnicze, sugerujące miłe ciepełko. Tymczasem na dworze po prostu zimno. Dość konkretny, zimny wiaterek z kierunku mniej więcej północno-zachodniego.
Kategoria Praca