limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDZ

  • DST 37.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 21.76km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 marca 2015 | dodano: 31.03.2015

W radio mówio, że zima lezie. Cosik na rzeczy musi być bo temperatury poranne spadają. Dziś +2. Nieco wiaterku. Chmurki i potem przezierające słoneczko, które w pewnym momencie skłoniło mnie do chwili postoju i zachwytu ;-) Start 6:13. Nieco późno bo mi jeszcze przyszło posmarować amorki. Jedzie się bardzo dobrze i bez sensacji. Jezdnie suche. Na Zagórzu motam się chwilę przy wykopach pod nowe rondo. Tak zryli, że nie da się sprawnie tego przejechać. Chyba jednak trzeba będzie się bujać przez Kosynierów żeby nie tracić czasu. Przy okazji focę też ten księżycowy krajobraz. Podobnie jak hotel nieco wcześniej. Na miejscu z zapasem 60 sekund.


Zachwycam się.


Hotel powoli rośnie w górę.


Masakrycznie zryte centrum Zagórza.

Po pracy start w drobnym deszczyku. Niestety ów deszczyk nadawał, raz mocniej, raz słabiej, sporą część dnia i w związku z tym na jezdniach konkretnie mokro. Miałem ze sobą stuptuty i trochę sprawę poratowały ale butów nie udało się uchronić przed przemoknięciem (ciągle sobie powtarzam, że trzeba by do Decathlou po impregnat skoczyć ale jakoś się nie składa). Tak więc z bagienkiem pod podeszwami kręcę do Będzina przez Mec, Środulę i Stary Będzin. Na chwilę wstępuję do serwisu i doposażam Rzeźnika w błotnik na przedzie. Trochę musztarda po obiedzie ale prognozy na dni następne nie są optymistyczne i nabytek jeszcze powinien posłużyć. Ponadto lekkie dopompowanie zadniego amorka. Mówili, że będzie lepiej. Na powrocie faktycznie trochę inaczej się jechało. Hm. Faktycznie, chyba lepiej. Trzeba będzie się jednak wyposażyć w pompkę i opanować zasady uzupełniania luftu w amorkach. Może się to kiedyś przydać. W międzyczasie na pogaduchach schodzi trochę czasu i pogoda robi się o niebo lepsza, o niebieskie i słoneczne niebo. Co prawda trochę wieje ale to zawsze lepsze od wody. Posiłkując się chodnikami coby potestować nowe ciśnienie w amorku kieruję się do Łagiszy i potem przez Sarnów do domu. Po drodze widzę aż dwa radiowozy Policji. W mojej okolicy to rzadkość. Warta odnotowania ;-) W domu na początek mycie Rzeźnika bo uflejany od wczoraj jeszcze i potem smarowanie amorków. Jazdy jednak to jeszcze nie koniec. Wrzucam sakwy na Błękitnego i robimy zagięcie do wsiowego Lewiatana. Szybki powrót do domu i w ruch idzie procedura suszenia butów. Może uda się je do jutra reanimować. Generalnie fajnie się kręciło mimo częściowo podłych warunków. Nawet jak wiatr na gębę rzucał to co spod przedniego koła leciało. To już chyba stan cyklozy nieoperowalnej.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!