DPOD
-
DST
52.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
21.37km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Termometr zeznał zero. Do tego powtórka wiatru z wczoraj czyli wmordewind wschodni. Start nieco obsunięty - 6:14. Kręci się jakoś tak niemrawo. Dziś zmiana trasy na dawną standardową czyli przez Będzin, obok izby wytrzeźwień, Środulę i Mec. Na tej trasie większy ruch ale jechało się nawet nieźle. Trochę się na finiszu zdziwiłem dystansem bo krótszy niż poprzednio a przecież droga nie mogła się skurczyć. Do tej pory było 16,4km a dziś 15,68. Dopiero po chwili zastanowienia wyszło mi, że jednak może być mniej bo tu gdzieś chodniczkiem, tam ścięcie, nie jechałem przez nerkę, ominąłem światła na stadionie i te kilkaset metrów mniej mogło spokojnie być.
Dziś po pracy warunki podobne jak wczoraj: słonecznie, dość silny i chłodny wiatr ze wschodu. Wystartowałem jak tylko szybko mogłem z chytrym planem przydybania Marioturcka gdzieś po drodze. Ruszam przez Plejadę w stronę kościoła na Pogoni i tam wbijam na ścieżkę w stronę Będzina. Niespiesznie kręcąc jadę nią tamże. Osiągnąwszy nerkę przejściami podziemnymi przebijam się na ścieżkę na wale Czarnej Przemszy i ciągnę nią aż do Zielonej i dalej na bieżnię wzdłuż P3. Tąże docieram do Świątyni Grillowania i przerzucam się na P4. Ziemia przy RZGW wybrana. Dzien, dwa robót i będzie kostka albo asfalcik. Oko me przyciąga kater więc objeżdżam RZGW i podjeżdżam nad brzeg by zrobić kilka foto. Coś tam wyszło nawet. Wypizgało mnie przy tej okazji dość konkretnie. Zbierając wiatr do prawego ucha terenem toczę się w stronę Ratanic. Tu mi wyskakuje króliczek. Wypadam na asfalt i rzucam się w pogoń. Jednak mi się przed mostkiem urwał w końcu. Dobrze pociskał nawet pod wiatr a ja dziś ewidentnie nie miałem weny do walki. Jak wczoraj odbijam wzdłuż dopływu z Przemszy w stronę Warężyna i skręcam potem w Dąbie-Chrobakowe gdzie używszy terenu skracam sobie do Malinowic. Tu znów wbijam w teren i zjazdem na żółtym szlaku docieram w końcu do Strzyżowic. Stąd już tylko szybki zjazd asfaltem do domu. Przyjemnie się dziś kręciło ale plan pierwotny trafić Mariusza na powrocie nie wypalił. Albo był szybciej na Pogoni niż ja tam dotarłem albo pojechał zupełnie inną trasą. A ma ich trochę do wyboru.
I jeszcze mi się przypomniało, że Rzeźnik mi dziś zęby, a może nawet i życie, uratował. Na Błękitnym byłaby gleba i ósemka z koła jak nic. Wbiłem na jednym ze skrzyżowań na Braci Mieroszewskich jadąc w stronę Klimontowa. Po drodze chciałem się wbić na ścieżkę więc wypatrywałem jakiegoś obniżonego albo zniszczonego kawałka krawężnika by sobie zgrabnie przeskoczyć. Coś tam się napatoczyło więc zjechałem i tu nagle niespodziewajka. Ścięty pieniek drzewa. Niewysoki ale mi stracha napędził. Niestety prędkość ze 30km/h więc na reakcję zero czasu i przeleciałem po nim na krechę. Amorki zadziałały rewelacyjnie! Nawet nie straciłem prędkości! Normalnie szok i niedowierzanie. Na Niebieskim byłaby gleba murowana.
Kategoria Praca