DPD z elementami rzeźni
-
DST
36.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
21.18km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+19. Przyjemne słoneczko i lekki podmuch. Start 6:18 więc nie mam za bardzo czasu na spacerową jazdę. Przejazd spokojny. Wrażenie z jazdy takie jakby się za bardzo nie spieszył a mimo tego czas wykręcony bardzo przyzwoity i na miejscu jestem z kilkuminutowym zapasem. Jedno co mnie zirytowało to jakiś narwaniec trąbi za mną kiedy wchodzę w zakręt w prawo. Kolejny "kierownik" z licznej grupy wyprzedzających na zakrętach mimo braku widoczności co też za tym zakrętem się znajduje.
Gdzieś około 14:00 rozpętała się nielicha ulewa, która trwała ponad pół godziny i potem przeszła w deszcz. To wydarzenie zapowiadało, że powrót nie ujdzie mi na sucho. Pogodzony z tą myślą nie zastanawiam się nawet specjalnie czy czekać na zmniejszenie opadu tylko co się dało upycham do sakwy, zakładam kapcie od chodzenia w wodzie i ruszam dziarsko. Pierwsza przeprawa tradycyjnie w okolicach stadionu na Zagórzu. Można powiedzieć, że to takie delikatne preludium bo nabieram tylko ciut wody do butów. Zjeżdżając od Mortimeru widzę, że pod mostem na Alei Róż rozlewisko. Skręcam w prawo, mijam cmentarz i szykuję się do wjazdu pod most obok M1 ale nieco tracę impet jak widzę co TAM się dzieje. Na Alei przynajmniej samochody pojedynczo ale przejeżdżały. Tu zawracają od razu. Ekipa budowlańców mówi, że tam gdzieś z metr wody ale jak na mnie spojrzeli to powiedzieli, że lewą stroną się przebiję. Już i tak byłem mokry więc co mi tam. Wjeżdżam. W połowie jednak robi się głęboko i szybko zeskakuję lądując po pas w buroszarym rozlewisku. Normalnie czad! Zastanawiam się czy kiedyś, dawno temu szczelna sakwa ochroni zawartość przed zalaniem. Udaje się przebić na drugą stronę bez wywrotki. Sprawdzam zawartość sakwy... wygląda na suchą. Jadę dalej. Standardem docieram do Pogorii 3. Po drodze dwa rozlewiska: jedno płyciutkie pod Mostem Ucieczki (nawet do butów nie nabieram) i drugie zaraz za skrzyżowaniem (częściowo przebywam je chodnikiem). Na Pogorii wchodzę po kolana do wody nieco zmyć syf pobrany wcześniej i wypłukać z butów grubsze kamienie, które nieco uwierały. Potem wzdłuż Pogorii 3, dzikim przejazdem przez tory na Pogorię 4 i dalej przez Preczów i Sarnów do domu. Reszta drogi już bez rozlewisk. Jedynie tu i tam strumienie. W sumie to jazda w takich warunkach ma nawet jakiś tam urok ;-p
Kategoria Praca