limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPO (jak "O"dprowadzanie Prezesa) D

  • DST 83.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 23.06km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 lipca 2014 | dodano: 29.07.2014

+16 na starcie. Przed wschodem słońca na polach unosiły się lekkie mgły. Podobno to zapowiedź upałów za dnia. Dziś start znów poza krawędzią okna ale nieco mniej niż wczoraj. Teoretycznie jest na tyle czasu, że dojadę idealnie. Jednak mimo tego od początku nieco naginam żeby jednak wypracować kilka minutek rezerwy. Udaje się na miejsce dotrzeć z zapasem 2 minut. Po drodze raczej spokojnie. Światła niezbyt współpracowały. Dziś bez podciągania się w tunelu. Powoli wyczekuję już momentu, kiedy zacznie skakać łańcuch w Srebrnej Strzale. Przy sobotnim czyszczeniu zauważyłem, że jest już nieco wyciągnięty.

Dziś powrót się nieco wyciągnął za sprawą Prezesa. Zadzwonił trochę przed 15:00 z pytaniem czy mi się do domu spieszy. W sumie mi się nie spieszyło. Prezes rzuca propozycję żebym odprowadził go kawałek w stronę Góry Świętej Anny. Czemu nie? Zawsze to jakaś odmiana w rutynie powrotów. Podjeżdżam pod kwaterę Prezesa i chwilę później ruszamy. Na początek do Będzina. Przez Syberkę wybijamy się na "94" i wjeżdżamy nią do Czeladzi i dalej kolejno przez Siemianowice Śląskie do Bytomia i dalej do Zabrza. Tempo fajne, tylko mi się czasem Prezes urywa jak za bardzo pocisnę. Nic zresztą dziwnego skoro on z dwoma sakwami załadowanymi na tygodniowy wyjazd a ja tylko z jedną i to tylko z kilkoma drobiazgami. Generalnie jednak trzymamy równe tempo i dość sprawnie pokonujemy jakieś 30 km. Przerwę robimy na Orlenie przy skrzyżowaniu "94" i "78". Pojenie, karmienie i tu się żegnamy. Marcin jedzie dalej na Strzelce Opolskie a ja odbijam na Tarnowskie Góry. Po drodze Prezes nieufnie popatrzył na goniące nas chmury wróżąc deszcz. Wg mnie wyglądały niegroźnie choć prognozy wieszczyły, że jednak popada. Okazało się w trakcie, że jednak Marcin miał rację. Krótka ulewa dorwała mnie gdzieś w drodze do Tarnowskich Gór. Nie bardzo było się gdzie schować. Sytuację nieco uratowała lipa zasłaniając mnie nieco przed zacinającym deszczem ale nie udało się całkiem na sucho ujść spod opadu. Godząc się z sytuacją zakładam tylko kapcie od wody i jak nieco się uspokaja ruszam dalej do Radzionkowa. Nieco pada ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza bo temperatura jest dość wysoka. Gdzieś po drodze zbieram oklaski od trójki rowerzystów, którym udało się schronić na przystanku. Na tamie Kozłowej Góry jezdnia już paruje. W Rogoźniku jest właściwie sucho. Nim docieram do domu większość ciuchów zdążyła wyschnąć. W sumie bardzo przyjemny powrót do domu.


Kategoria Praca


komentarze
gozdi89
| 20:24 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj Dzięki za podwózkę, rozgrzewka się przydała bo nogi na resztę trasy równie dobrze zapodawały. Z resztą widzę, że tylko 10 mniej dystansu zaliczyłeś.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!