Powrót - runda 1
-
DST
178.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
09:24
-
VAVG
18.94km/h
-
VMAX
50.30km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po tym jak mi się noga wysypała w piątek wziąłem pod uwagę opcję, że powrót będę robił na 2x. W sobotę przez pierwsze 30-40 km wydawało się, że jest ok. Potem kontuzja znów się odezwała choć nie tak mocno jak dnia poprzedniego. To przesądziło sprawę i zdecydowałem, że lepiej jak pojadę sam spokojnie niż jak się wysypię chłopakom po drodze i rozwalę im taki ładny "miodzio z odrobiną rzeźni", jak to Mariusz zwykł mawiać.
I dobrze zrobiłem bo w praniu się okazało, że początek dnia miałem całkiem nie do jazdy. Skrzętnie korzystałem z każdego pretekstu by chwilę pomarudzić. Pierwsza większa okazja to wjazd do parku w Czarnolesie, gdzie jest muzeum poświęcone Janowi Kochanowskiemu. Ja tylko kilka foto i jadę dalej. Kolejna okazja do zamarudzenia to foto pomnika żołnierza Batalionów Chłopskich. W Iłży z kolei okazję daje piec garncarski, ruiny zamku i obiad. Jadąc do Starachowic wymyślam sobie, że skrócę sobie przez las. Pakuję się w piach i tracę cenny czas.
Kolejny postój foceniowy odbywam przed Starachowicami focąc pomnik, rowerek i siebie. Potem usiłuję nieco się drzemnąć przy drodze. Nie wiem czy mi się oko zamknęło bo na zegarek nie spojrzałem ale od tego momentu zaczęła się dopiero jazda. Może znaczenie miało też i to, że w końcu zaczęła się akcja. Do tej pory droga bardzo często składała się z długich, płaskich, nudnych prostych. Było tak nudno, że niewiele dawało nawet rozpędzanie się do 30 km/h. I tak dopadło mnie znużenie i senność.
Ze Starachowic kieruję się na Bodzentyn. W Tarczku rzuca mi się w oko tablica informacyjna o zabytkowym kościele. Skręca w lewo i po kilkuset metrach jestem przy budowli. Kilka foto i wracam na kurs. Przez Bodzentyn przelatuję zatrzymując się tylko na wbicie kursu do Daleszyc i kilka łyków resztek z bidona. Trochę korciło mnie by zatrzymać się przy ruinach zamku ale żal było wytracać pęd nabrany na zjeździe i zrezygnowałem.
W międzyczasie widoczki zrobiły się jak w górach. Na horyzoncie pojawiło się zauważalne większe wzniesienie. Tak sobie pomyślałem, że jakby byli ze mną Robert z Mariuszem to bym usłyszał: "Widzisz tą górkę? Za chwilę będziesz po drugiej stronie." I mieliby racje. Jak się okazało na mojej trasie był Świętokrzyski Park Narodowy a droga krajowa przebiegała po zboczu masywu Łysicy. Szczyt Łysicy znajduje się na wysokości 612 m n. p. m. Ja miałem w maximum podjazdu 408 m. A potem bajkowo dlugi zjazd świetnej jakości drogą. Wystarczyło puścić klamki i 40 km/h zrobiło się samo :-)
W Św. Katarzynie robię zakupy na kolację bo w niedzielę to po 20:00 różnie może być ze sklepami a głodny nie zamierzam być. Osiągnąwszy Daleszyce załatwiam sobie nocleg w Podzamczu Chęcińskim i mając już wytyczoną metę ciągnę do niej bez większych przerw. Zatrzymuje mnie jedynie na chwilę drewniana kaplica w Dyminach, której strzelam kilka foto. Po drodze jeszcze pada kilka zdjęć w temacie spektaklu promieni słonecznych malujących po chmurach.
Nocleg osiągam ciut po 21:30 czyli jakieś pół godziny wcześniej niż zakładałem. Końcówka przejazdu szła mi bardzo dobrze. Zupełnie nie jak rano.
Link do pełnej galerii
Czarnolas. Muzeum Jana Kochanowskiego.
Zwoleń.
Ślady po II Wojnie Światowej.
Piec garncarski.
Iłża.
Regeneracja przed Starachowicami :-)
Wreszcie zaczyna się akcja.
Widok z Łysicy.
Łysica za plecami.
Daleszyce.
Malowanie światłem po chmurach.
Kaplica w Dyminach.
Do domu coraz bliżej.
Kategoria Kilkudniowe