limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wolin - Kukinia

  • DST 123.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 czerwca 2014 | dodano: 11.06.2014

Dziś miałem piątek trzynastego. Ruszamy prawie planowo. Przez chwilę był moment grozy bo na niebie dywan chmur i nawet spadło kilka kropel. Na szczęście skończyło tylko na chwili strachu. Potem pogoda była coraz lepsza. Na wyjeździe z Wolina wstępujemy do muzeum i potem ruszamy w drogę do Kamienia Pomorskiego. Na 7 km przed miastem zrywam łańcuch. Rozleciała się spinka przy zrzucaniu z blatu. Wygrzebuję drugą i spinam łańcuch. Przy ruszaniu jednak coś jest nie tak. W pośpiechu źle go przełożyłem na wózku tylnej przerzutki i muszę go rozpiąć i poprawić. Trochę się z tym szarpię nim doprowadzam wszystko do porządku. Gonię do chłopaków, którzy już czekają w mieście, ale po drodze jeszcze spowalnia mnie szlaban na przejeździe kolejowym. Dzień zapowiada się na oporny. Spotykamy się przy katedrze i chwilę dychnąwszy ruszamy dalej w stronę latarni w Niechorzu. Po drodze podjeżdżamy pod ruinę kościoła w Trzęsaczu. Ostatnia ściana dalej stoi. Robimy sobie kilka foto. Kolejne foto przy latarni i jedziemy szukać miejsca pobierania paszy. Zasiadamy do smażonej rybki i wciągamy ją szybciutko. Odnajdujemy ścieżkę rowerową do Kołobrzegu by przy jej użyciu osiągnąć cel. Początek ma bardzo dobry. Potem jednak wiedzie drogą z granitowej kostki. Jazda to mordęga. Kiedy po drodze mijamy zjazd na szutrówkę bez większych oporów skręcamy w niego ale gps pokazuje, że zaczynamy się wracać. Napotkani po drodze rowerzyści naprowadzają nas ponownie na ową granitową drogę krzyżową, która trochę dalej zmienia się a to w leśny dukt, a to w betonowe płyty by w końcu przejść w kostkę i asfalt. Po drodze na postoju wypada mi z plecaka butelka coli. Jakiś taki niezatrybiony odkręcam korek i oblewam się wzburzonym napojem. Kolejny gwoździk, który sprawia, że dzień kwalifikuję do opornych. W Kołobrzegu chwilę się motamy nim udaje się nam podjechać pod latarnię. Niestety zamknięta już. Spóźniliśmy się około 40 min. Szukamy noclegu i znajdujemy w agroturystyce w Kukini. Wbijam namiar w gps-a i ruszamy najkrótszą droga. Po drodze małe zakupy i w końcu jedziemy na nocleg. Okazuje się jednak, że tam gdzie prowadzi nawigacja nic nic nie ma. Dzwonimy i pytamy. Okazuje się, że w bazie adresowej mojej mapy jest błąd dla tego adresu i do celu mamy jeszcze 2 km. Krzysiek odpala nawigowanie ze smartphone-a i trafiamy bez problemu pod drzwi. Na dziś to już koniec z niespodziankami. Nocleg w Kukinii okazuje się bardzo trafionym wyborem - na uboczu, wygodny. Od razu zabieramy się za kolację. Na chwilę rozciągam się by rozprostować kości i budzę się 5 godzin później. Wpis dodaję już rano.


Link do pełnej galerii


Zaczynamy dzień od muzeum w Wolinie.


Potem trochę jazdy.


Zerwany na spince łańcuch u mnie.


Kamień Pomorski. Awaria i potem jeszcze stanie na przejeździe kolejowym zepsuły mi czasowo humor co zniechęcało do focenia. Również mało czyste łapy się do tego przyczyniły.


Trzęsacz.


Latarnia w Niechorzu.


Ładnych kilka kilometrów męczarni. Temu co wpadł na pomysł, by tędy pociągnąć ścieżkę rowerową życzę by nią za karę jeździł codziennie do końca życia. Człowiek na gładkie zjedzie to zaczyna się jąkać.


Latarnia w Kołobrzegu. Brakło nam niecałej godziny by zdążyć przybić tam pieczątkę. Ale, że srebra nie będzie bo na Hel się nie wybieramy, to nie płaczemy tylko jedziemy dalej.



Kategoria Kilkudniowe, Łańcuch, Serwis


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!