DPOD
-
DST
42.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
19.84km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na starcie. Zanikające mgły i lekki wiaterek na początku, potem słoneczko. Dojazd byłby spokojny gdyby nie jakiś idiota w niebieskim Saxo. Znów znajomy manewr wyprzedzanie na podwójnej ciągłej przed światłami w Gródkowie. A i tak burak musiał stać bo czerwone. Nie rozumiem tych ludzi. Ani trochę. Potem jeszcze delikwent na "ścieżce rowerowej" na Braci Mieroszewskich. Zjechałem na nią przed rozlewiskiem obok stadionu i ciągnąłem dalej kiedy z osiedla wyjechał jakiś srebrny kombiak. Specjalnie wyglądałem nad ogrodzeniem czy coś nie pojedzie i dobrze zrobiłem bo baran w ogóle się nie rozglądał na boki. Dopiero jak zatrzymał się przy wylocie do głównej to spojrzał w lewo. Chyba nie ma tam znaku ustąp i ścieżka rowerowa i kierowcy jadą w ciemno nie patrząc na boki aż nie muszą się włączyć do ruchu. Dla jadącego rowerzysty może być wtedy już dużo za późno.
Nim wyszedłem z pracy już zaczęło padać. Pierwsza myśl, to przeczekać. Wyszedłem jednak na zewnątrz sprawdzić jak to rzeczywiście wygląda. Nie było tak źle. Ruszam w stronę Dąbrowy Górniczej. Kapie zauważalnie ale nie tak by przemoczyć kompletnie. Bez większego kluczenia jadę na początek na "dworzec kolejowy" kupić bilety na piątek na trasie Katowice-Rybnik. Potem pod ścianę płaczu i do ProLine odebrać reklamowany tusz. Stamtąd przez Mydlice do Decathlonu kupić kilka drobnych gadżetów. Nim dojechałem do celu przestało padać. Jednak jak wychodziłem lekkie kapanie znów się odezwało. Na szczęście był to ostatni podryg. Do domu dojechałem na sucho przez Zamkowe, Grodziec i Gródków. Po drodze jeszcze zahaczyłem o wsiowego Lewiatana. Generalnie jechało się przyjemnie.
Kategoria Praca