DP Się zaczęło na dobre OND
-
DST
80.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:16
-
VAVG
18.75km/h
-
VMAX
45.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+13 na starcie. To lubię :-) Wiaterek lekki i nieprzeszkadzający. W komplecie jeszcze ładne słoneczko. W końcu pogoda zrobiła się jak trzeba. Dojazd do pracy sprawny i spokojny.
Jak opis dojazdu do pracy lakoniczny tak opis powrotu będzie mocno rozwlekły bo się zaczęło. Zaczęło się ostre nie-tylko-jeżdżenie.
Po kolei.
Na początek to realizacja przejazdu projektowanym szlakiem rowerowym z Trójkąta Trzech Cesarzy do parku na Kazimierzu. Prezes prowadzi sprawę ze strony Cyklozy i generalnie jeżdżącej braci czyli rasowy rowerzysta, który wie jak pojechać żeby było dobrze. Umówiliśmy się wstępnie u mnie pod pracą ale Prezesowi przyszło jeszcze pojechać do PTTK-u i ostatecznie umówiliśmy się na Dańdówce naprzeciw kościoła. Docieram tam szybko i sprawnie ale Macina nie ma. Trochę czekałem ale mi się w końcu znudziło i ruszyłem w stronę centrum. Kawałek za cmentarzem się zjeżdżamy i zygzakami kierujemy się w stronę punktu startu szlaku czyli na Trójkąt. Po drodze Marcin prowadzi mnie zmienioną końcówką szlaku czerwonego. Jeszcze nią nie jechałem i przyznam, że wariant bardzo fajny. O wiele lepszy od poprzedniego. Poprawka szlaku jak najbardziej na plus. Podjeżdżamy pod Trójkąt. Marcin wchodzi na wał i nagle woła, że Czarna Przemsza jest czerwona. Pomyślałem przez chwilę, że coś mu się z oczami porobiło ale też się wdrapuję i faktycznie. Może nie czerwona ale na pewno kolor ma niewłaściwy dla rzeki bo jakiś taki rudy. Obowiązkowo strzelam kilka foto.
Potem rozpoczynamy objazd właściwy projektowanego szlaku. Jedziemy niezbyt spiesznie częściowo mi znanymi miejscami. Są też jednak dla mnie zupełnie nowe i całkiem fajne przejazdy. Generalnie w tej postaci szlak będzie bardzo fajny do jeżdżenia.
Po drodze mamy małą awarię. Właściwie to maja Prezes w postaci przebitej dętki. Wypada to akurat na mostku nad Bobrkiem przy torach. Mnóstwo tam szkła i to pewnie była przyczyna problemu. Serwis przebiega sprawnie i jedziemy dokończyć przejazd aż do samego Kazimierza. Stamtąd kierujemy się na molo przy Pogorii 3, gdzie nasza klubowa koleżanka Monika organizuje z ramienia Dąbrowy Górniczej mini rajd na orientację. Bardziej rekreacja niż zawody ale bywalcy takich imprez biorą sprawę dość poważnie. Jakoś daję się namówić na ten hazard :-) Na szczęście jedziemy w fajnej grupie, która generalnie chce się przewieźć, pogadać a jak się uda to i może coś zaliczyć z punktów obowiązkowych. Na miejscu spotykam też dawno już nie widzianych rowerowych znajomych, z którymi ładne kilometry już nie raz i nie dwa kręciliśmy. Zjawił się Jacek z córką w przyczepce i przyjechał też Damian. Fajnie było się zobaczyć i była okazja zarówno powspominać jak i porozmawiać o nowych rzeczach. Czas przeleciał błyskawicznie do odprawy i startu mini-rajdu. W grupie (Prezes, Nieprezes, Doms, accjacek z latoroślą i ja) jedziemy raczej żwawo na poszczególne punkty nie zapominając bynajmniej o rozmowach. Jest wesoło. Nie wszystkie punkty znajdujemy. Trochę kręcimy się tu i tam. Po drodze spotykamy Domina, który dziś zalicza trasę pieszo. Pojawiają się to tu, to tam też inni uczestnicy (sporo Ghostbikersów). Generalnie jeżdżenie fajne. Kończymy w czasie ale bez wszystkich punktów. W sumie zupełnie mnie to nie martwi bo nie chodziło mi o wygraną tylko żeby się przewieźć ze znajomymi i to się udało wypełnić w 100000000%%% :-)
Kiedy oddajemy mapki i większość uczestników się rozjeżdża na miejsce dociera Domino. Decydujemy się zasiąść na chwilę jeszcze przy napoju izotonicznym (w moim przypadku w ilości nielegalnej aczkolwiek tylko minimalnie) i podelektować wesołą rozmową. Czas leci szybko na tejże czynności osiągając w końcu wartości powyżej 22:00. Opuszczamy lokal kilkanaście minut później ale rozmowy, żarty, docinki i inne takie trwają w najlepsze prawie do 23:00. Na kilka minut przed tą godziną żegnamy się po kolei i solo jadę przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu na włączonych młynkach. Powrót poleciał błyskawicznie. Puściutkie drogi, chyba nawet ani jeden samochód mnie nie wyprzedzał. Cisza. Cieplutko (jadę full na letniaka). Po prostu rowerowo dzień idealny. Mnóstwo fajnej zabawy, pozytywnej energii. Tak jak powinno być!
Link do pełnej galerii
Stąd zaczynamy tyczenie kolejnego szlaku. W tle widać, że Czarna Przemsza zrobiła się na rudo.
Wody Białej Przemszy (z lewej) i Czarnej (z prawej) mieszają się przy Trójkącie.
Awaria u Prezesa.
I akcja serwisowa.
Spodobała mi się chmurka i gra światła. Ale jakby tak zza tego głos doleciał...
Ciekawe czy Olo wie gdzie to :-)
(Dez)organizatorzy orientu ;-P
Nawet orientowi wyjadacze połamali sobie zęby na "3". A jakiś amator znalazł od pierwszego strzału :-)
Dawno niewidziany Jacek wraz z córką.
I już po. Stwierdziłem, że już nigdy więcej... ale kto wie? Może się jeszcze kiedyś złamię?
Tak liczyłem, że dziś więcej jak 65km nie zrobię. I by pewnie tak było gdyby nie Monika.
Kategoria Praca
komentarze