DPDZ
-
DST
42.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
21.36km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+5. Ładne słoneczko. Wiaterek z kierunku sprzyjającego więc go nie zauważam. Ruszam po dokonaniu upgrade-u śniadania o 6:13 i bez problemu włączam się w bezpieczne ramy czasowe. Nie zależy mi dziś jednak na specjalnym ciśnięciu i jadę sobie spokojnie a i tak dojeżdżam przed czasem. Po drodze tradycyjnie szarżujące konserwy, które przy wyprzedzaniu mogłyby z pół metra więcej odstępu zachować. Słoneczko dokonało przeskoku i jest znacznie wyżej niż jeszcze w piątek. Jezdnie miejscami jeszcze nieco mokre.
Generalnie przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy wiosna w pełni. Ciuchy dobre na rano sprawiają, że po południu przy +15 (albo i lepiej) przy intensywniejszym kręceniu mam rażenie, że się zapalę. Już będzie trzeba wozić zmianę lżejszej warstwy na popołudnie. Ale to dobrze.
Powrót standardem pod molo na Pogorii 3. Bieżnią na Piekło i stamtąd asfaltem wzdłuż Pogorii 4 do Marianek i dalej przez Preczów i Sarnów do domu. Na Piekle widzę króliczka więc włączam młynki i go doganiam a potem wyprzedzam. Przykleja się do koła i ciągnie się za mną do tamy. Tam chwila zwolnienia bo wąsko ale dalej mi na kole siedzi. Jednak on jedzie w stronę Ratanic a ja odbijam na Preczów więc nici z dalszego wzajemnego nakręcania się. Plany na popołudnie uniemożliwiły popróbowanie się a szkoda, bo zawodnik sprawiał wrażenie, że spokojnie dałby radę przeciągnąć się od Marianek do Wojkowic Kościelnych z konkretną prędkością. A może i by prowadził... No nic, nie dowiem się już pewnie.
W domu godzinka przerwy i po zmianie konfiguracji sakw zawijas do wsiowego Lewiatana.
Kategoria Praca
komentarze