DPONDZ
-
DST
77.00km
-
Czas
03:37
-
VAVG
21.29km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+1 czyli dużo lepiej niż wczoraj. Niestety zeznania termometru nie oddawały faktycznego stanu bo po drodze widziałem oszronioną trawę więc musiało miejscami być poniżej zera. Wiaterek też chyba był jakowyś drobny ale nie miałem za bardzo czasu zwracać na niego uwagi. Dziś dzień targowy w Będzinie więc spodziewałem się, że mogą być świry na drodze i się nie pomyliłem. Na odcinku między szkołą w Gródkowie a światłami na "86" wyprzedza mnie z dużą prędkością i zdecydowanie za blisko jakiś biały dostawczak. Znów to samo czyli zdążyć przed tymi co jadą z przeciwka. Reszta drogi spokojna.
Z porannych wydarzeń to mi się jeszcze przypomniało, że na ul. Robotniczej, tam gdzie teraz robią kanalizację, rowerzyście poszedł łańcuch jak próbował ostatni kawałek na piasku w stronę "dworca kolejowego" przeskoczyć. Zatrzymałem się i zapytałem, czy wyciągać narzędzia ale powiedział, że już do pracy doprowadzi i tam sobie zrobi. Skoro tak, to pojechałem dalej.
Po pracy na początek na spotkanie z Waldkiem odebrać zakwas. Potem powrót do pracy zostawić go dla odbiorcy na jutro (żeby nie wozić do domu i z powrotem). Potem standardem pod molo na Pogorii 3. Miałem tylko tam podjechać i zaraz przez Zieloną i Preczów do domu ale jakoś tak mi się koło w prawo zawinęło i potoczyło bieżnią. Od razu wysoka kadencja ale tak połowę obwodu na 2/4. Jednak im dalej tym przełożenia szły w górę. 2/6. 3/4. 3/6 i tak dociągnąłem na powrót do mola. Miałem przez chwilę wrażenie, że ktoś mi się do koła przyczepi i będzie presja by jechać równo ale na finiszu okazało się, że nikt się nie skusił, ani dwaj wyprzedzeni po drodze szosowcy (chyba woleli jednak pogadać), ani jeden z MTB (choć miałem wrażenie, że się za mną zrywa). Przy molo wyrównuję oddech kiedy to zatrzymuje się obok Domino. Standardowe pytania, gdzie jedziesz, gdzie byłeś itp. itd. Na koniec mocno niebezpieczne w takich zjechaniach pytanie "A teraz gdzie jedziesz?". Domino patrzy na licznik mówi, że 30km to trochę mało i coś by jeszcze trzeba dokręcić. "To gdzie?" - pytam. "Przeczyce?" - pada propozycja. No to Przeczyce. Na początek do Świątyni Grillowania. Przeskok przez tory na Pogorię 4 i ciągniemy do zjazdu na Kuźnicę Piaskową. Potem Warężyn i Przeczyce. Wzdłuż tamy przeskakujemy do Tuliszowa i dalej przez Hektary i Podwarpie wracamy do Wojkowic Kościelnych nad Pogorię 4. Objeżdżamy terenem do Piekła i dalej domykamy kółeczko do dzikiego przejazdu obok Świątyni. Tu chwila gadki nim się żegnamy. Dominik w swoją stronę a ja przez Preczów i Sarnów do domu. W domu zmiana sakw i jeszcze kółeczko do wsiowego Lewiatana.
Fajnie dziś dzień rowerowo się potoczył. Pogoda dopisała. Towarzystwo jeszcze bardziej. Czysty, nieplanowany, aczkolwiek mile widziany, spontan. Dzień już zauważalnie dłuższy.
Minus to coraz bardziej sypiący się napęd w Srebrnej Strzale. Już starty z zatrzymania na przełożeniu 2/2 nie wychodzą. Łańcuch skacze. Na młynkach da się jeszcze pojechać ale dynamiczne ruszanie np. na światłach to już historia. W przyszłym tygodniu chyba oddam Strzałę do serwisu na wymianę napędu.
Kategoria Praca