Ustawka Avacsa
-
DST
182.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
09:04
-
VAVG
20.07km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień dzisiejszy był efektem czwartkowych namawiań Ryśka na wspólny wypad na Masę Krytyczną do Mikołowa. Nie zdecydowałem się z powodu głównie lenia. Jednak udało nam się umówić na wspólne, sobotnie kręcenie. Celem miały być Goczałkowice.
Rozesłałem wieści do tych, których podejrzewałem, że mogą być chętni na popełnienie 100km++.
Dziś start uczyniłem o 7:35 by zjawić się pod zamkiem w Będzinie nieco przed 8:00. Na miejscu czekał już Domino. Na wesołych pogaduchach zeszło nam więcej niż przysłowiowy kwadrans akademicki ale mimo tego nikt więcej do składu nie dołączył. Ruszamy więc na Muchowiec, na spotkanie z Ryśkiem. Przez Sosnowiec i Szopienice, obok dawne fabryki Kosmy docieramy do celu z minutą poślizgu po naszym kwadransie akademickim. Powitania i Domino zaczyna ciąg dzisiejszych robótek techniczny przy rowerach odkręcając tylny hamulec by sprawdzić co też tam tak trze i hałasuje. Okazuje się, że z klocków zostały mu już tylko blaszki i sprężynka i to one wydają dziwne dźwięki. Domino jednak stwierdza, że to też się dotrze i w końcu przestanie wyć. Przestało, jak się okazało później.
Nim do tego jednak doszło ruszamy w stronę hałdy na Kostuchnie, na którą też się wdrapujemy częściowo podprowadzając. Szybkie rzuty "okami", wyrównanie oddechu i wracamy na właściwy szlak czyli dalej lasami do Lędzin. Osiągnąwszy Lędziny obieramy kurs na Tychy. Potem Piasek i w końcu niespodziewanie nieco wyskakujemy przy parku obok pałacu w Pszyczynie. Jest już pora, która znakomicie nadaje się na zużycie w celach gastronomicznych. Rysiek prowadzi nas do pizzerii zachwalając jakość potraw. Rozpoczynają się testy. My z Ryśkiem raczymy się spagetti a Domino wybiera danie firmowe. Jedzonko bardzo dobre. Kolejna meta dodana do listy qlinarnych przystani wartych grzechu.
Zapomniałem jeszcze napisać, co to się wydarzyło nim dotarliśmy do Pszczyny. Mianowicie gdzie po drodze w lasach Rysiek wqrzył się w końcu, że mu coś strzela przy pedale i wziął i go rozkręcił. Potem skręcił. Luzy lekkie znikły ale strzelanie nie ustało. Po kolejnych oględzinach doszedł do wniosku, że pada but pod SPD :-/ Z tym nic się nie da zrobić więc jedziemy.
Nim zasiedliśmy do posiłku realizuję jeden z punktów każdej udanej ustawki czyli glebę. Wychodząc z zakrętu wjeżdżam przednim kołem na niski krawężnik z granitu i ślizgam się na nim jak na lodzie. Byłbym się może wybronił przed upadkiem ale na drodze stanęła mi ściana. Skończyło się padem na plecy. Straty niewielkie bo tylko nieco przeszlifowany lewy róg. Na szczęście glebka przy małej prędkości.
Po obiadku ruszamy żwawo na zaporę w Goczałkowicach. Tam uradzamy, że objedziemy zbiornik od południa, do Strumienia. Tak też czynimy w równie żwawym tempie. Rysiek zaczyna powoli tracić wiarę w swoje siły. My z Dominem wiemy jednak swoje i pokładamy, jak się później okazało uzasadnioną, wiarę w jego siły.
Robi się trochę późno a miejsce, w którym się objawiamy zmusza nas do rozpoczęcia powrotu "81". Przez większość drogi pobocze jest dość szerokie i równe. Jedzie się bezpiecznie. Jedynie w Żorach wąsko przez kawałek. Przy użyciu "81" dobijamy już w ciemnościach kolejno do Łazisk Górnych. Tu już bokami jedziemy do Mikołowa i dalej bokami do Katowic. Nieco za tablicą z nazwą miasta stwierdzam, że mam coś miękko w kołach. Zatrzymuję się na poboczu i okazuje się że mam flaczka na przodzie. Przy czołówce czynię serwis a chłopaki fotografują i szydzą. Czyli norma. W oponie znajduję kawałek drucika (wyglądający jak połówka spinacza). Wymiana dętki na wczoraj połataną i jedziemy dalej. Tu już Rysiek teren zna więc sprawnie prowadzi naszą trójkę do centrum Katowic. Zażyczyliśmy sobie doprowadzenia do jakiegoś McDonalds-a gdzie by można z rowerkami i lądujemy na dworcu kolejowym. Kawka i 2 "czisy" ratują mi zasilanie, które jakieś 10km wcześniej dawało już znaki, że ssanie idzie już z rezerwy.
Pod dworcem żegnamy Ryśka i we dwóch jedziemy przez Pętlę Słoneczną i Plac Alfreda do Siemianowic Śląskich. Na drugim rondzie odbijamy w prawo na teren do Czeladzi i wypadamy niedaleko Strusi tamże. Dojeżdżając do świateł widzimy "króliczka". Jak tylko zrobiło się zielone zaczynamy pościg. Chwilę trwało nim dogoniliśmy mrugającą lampkę ale okazało się, że to nikt znajomy więc wyprzedzamy i swoim tempem ciągniemy do nerki w Będzinie. Zatrzymujemy się naprzeciw zamku. Po chwili rozmowy żegnamy się. Domino uderza na Dąbrowę Górniczą.
Ja rzeźbię na Łagiszę i decyduję się pociągnąć dalej do Sarnowa i do Psar. Wstępnie miałem wracać przez Gródków ale to droga na lotnisko i dość ruchliwa a co za tym idzie bogata w świrów za kółkiem. Nie potrzeba mi już wrażeń więc wolę nieco nadłożyć ale jechać w miarę spokojnie. Tak też udaje mi się dobrnąć do domu.
Rysiek, ustaweczka wyszła super. Jak mówiliśmy z Dominem, więcej wiary w swoje możliwości. Fakt, że wydawało Ci się, że masz dość nie oznacza jeszcze, że nie możesz zdobyć się na więcej. I jak się sam przekonałeś na mecie. Można. A czasem nie ma po prostu wyboru. Mam nadzieję, że Cię nie zraziło to chwilowe zachwianie wiary w siebie ;-P
Dominik, dzięki, że się zjawiłeś. Było wesoło. Końcóweczka powrotu dzięki Tobie nie była smętna.
Na jutro jest wstępny plan z Mariotruckiem do Myszkowa na spotkanie cyklozowców sosnowieckich ale zobaczymy jak nogi będą się opowiadać rano.
Link do pełnej galerii
Spotkanie z Ryśkiem i pierwszy serwis.
Potem hałda.
Czarny czy zielony? W końcu nie pamiętam już jakim jechaliśmy.
Singielek. Ciekawy. Obok Paprocan.
Niedaleko tych szyszek Rysiek robi serwis pedałka.
Przepiękny zestaw znaków :-) Aż mnie kusiło by sobie taki ukraść ;-p
Dobijamy do Pszczyny.
Tum roga przytarł na onym gzymsie a poniżej ślad żem opony pozostawił.
Miejsce spożycia obiadku.
A z zapory kuszą góry. Wydają się o rzut mokrym beretem z wiatrem. Ehhh.... mieć więcej czasu.
W drodze do "81"
Sesja łączności i teoria grafów w praktyce ;-)
Po moim serwisie i ich wyszydzeniu ;-)
Podsumowanie jeżdżenia.
Kategoria Integracja BS, Jednodniowe
komentarze