DPOD
-
DST
37.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.18km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+7 na starcie. Wersja wdzianka na długo. Jeszcze trochę i nawet czapkę będzie trzeba uruchomić :-/ W drodze do Będzina na dodatek coś tam pokapywało.
Kolano lewe mówi, że warunki do jazdy nędzne. Niby wyjechałem w oknie startowym ale pociskać mi się zupełnie nie chciało. Potem się zrobiła obsuwa przy zakupie upgrade-u do śniadania. Noibasta też chyba opornie tydzień zaczął bo go jeszcze mijałem pod domem. Ogólnie to chyba czas zacząć się przyzwyczajać do nieco wcześniejszego wyjeżdżania. Reszta drogi właściwie bez większych wrażeń. No może poza dwoma wypadkami wyprzedzania. Jeden jak wyjeżdżałem spod wiaduktu obok cmentarza na Środuli. Furgonetka mi śmignęła jak na mój gust nieco za blisko.
Potem jeszcze na Lenartowicza. Ruszam z "ustąpa" a tu z lewej wyprzedza mnie samochód z prawej skuter. Słów brakuje.
Po pracy przez Mydlice do serwisu w Będzinie. Zakupuję zapas linek do przerzutek w ilości 3 oraz nową lampkę tylną do Niebieskiego Rumaka. Poprzednia z jedną diodą i na słabych bateriach jest praktycznie niewidoczna a teraz będzie coraz więcej jeżdżenia o szarówkach i po zmroku więc trzeba się postarać o uwidocznienie. Jeszcze mi się wspomina, że w Meridzie nie mam przedniego błotnika (który był się urwał na Mazurach) więc doposażam się i w ten element. Z serwisu na chwilę do Lidla i potem przez Łagiszę i Sarnów do domu. Na końcóweczce zaczyna lekko kapać i tak się przez chwilę zastanawiałem, czy znowu mnie zleje na ostatnim kilometrze ale na szczęście wytrzymało. Za to potem całą noc coś tam siąpiło.
Kategoria Praca
komentarze