limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:1345.00 km (w terenie 294.00 km; 21.86%)
Czas w ruchu:75:09
Średnia prędkość:17.90 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:61.14 km i 3h 24m
Więcej statystyk

DPODZD

Czwartek, 2 maja 2019 | dodano: 02.05.2019

Rozruch mocno grzebany zakończony startem o 6:14. Z tego też powodu trasa krótka przez Będzin, Środulę i Mec. Słonecznie ale niezbyt ciepło. Wieje z zachodu. Odczuwalna temperatura obniżona przez wilgoć z nocnych opadów. Wdzianko na długo wcale nie było przesadą. Dopiero na finiszu, przy ostatnim podjeździe, czułem, że robi się cieplej. Asekuracyjnie lżejsze ciuchy na popołudnie jechały w plecaku. Przejazd spokojny i przyjemny. Na drogach pustki zarówno jeśli chodzi o samochody jak i rowerzystów. Ewidentnie długi weekend. Na mecie jestem równo o 7:00.


Popołudnie o wiele przyjemniejsze termicznie niż poranek. Da się jechać we wdzianku "na krótko" choć przy zwrocie na zachód wiaterek daje się trochę we znaki i jakoś super ciepły nie jest. Powrót robię niespieszny, zaginany i w kilku miejscach terenowy. Początek od lasu zagórskiego, potem przez Reden na bieżnię P3 i dalej na terenowy objazd P4 do Wojkowic Kościelnych. Stąd asfaltami przez Podwarpie do Tuliszowa. Skrótem do Przeczyc i wjazd pod górkę w Targoszycach gdzie robię zwrot na zjazd do Dąbia. Przy okazji udaje mi się podkręcić rekord prędkości na Mamucie do 54km/h. Może gdyby nie boczny wiatr byłoby więcej. Z Dąbia kręcę do Strzyżowic i stamtąd zjeżdżam do domu. Tu chwila na zamianę plecaka na sakwy i jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Z ładunkiem powrót do domu.


Kategoria Praca

Piknik Europejski

Środa, 1 maja 2019 | dodano: 01.05.2019
Uczestnicy

Dziś jeżdżenie klubowe. Obstawiamy rowerowy rajd na Piknik Europejski w Sosnowcu.

Zbieram się na koła bez większych problemów i ruszam o 11:04. Zahaczam o otwartą, ku mojemu zdziwieniu i niewielkiej wcześniejszej nadziei, piekarnię. Potem sprawnie przetaczam się przez Będzin do Sosnowca pod Urząd Miejski. Tam już spory tłumek i wciąż przybywają kolejne osoby. Są również dwa oddziały żołnierzy w polskich mundurach z okresu obronnego II Wojny Światowej, samochód terenowy z armatą, orkiestra. Kolejno odśpiewane zostają hymny Polski i UE. Potem przemarsz pod dworzec PKP i tu następuje podział na grupy. Pieszą prowadzi Grzegorz Onyszko. Naszą Prowadzi Prezes a my pomagamy przy obstawie. Ktoś liczył uczestników i wyszło, że było nas rowerzystów w szczycie 69 osób.

Sprawnie i bez problemów przemieszczamy się bocznymi dróżkami w stronę czeladzkich Piasków skąd płynnie przenosimy się pod Halę Sportową na Milowicach gdzie wkraczamy na czerwony szlak pogranicza. Nim mamy dotrzeć do Trójkąta Trzech Cesarzy. Po drodze mały postój na zbiorowe foto pod stadionem Zagłębia na Stawikach.

Pogoda dopisała. Jest słonecznie, niegroźnie wieje, temperatura w okolicach +20. Jedzie się przyjemnie. Momentami nawet jest jakby upalnie. Osiągamy cel w przewidywanym czasie. Na miejscu jest już orkiestra, grupy rekonstrukcyjne prezentują swoje wyposażenie, serwowane są gorące posiłki. Miło i przyjemnie. Czas szybko leci. Po 16:00 powoli piknik się kończy. Odjeżdżają zarówno kolejni rowerzyści jak i inni przybyli. W końcu ruszam i ja. Razem z Krzysiem kręcimy razem do Dańdówki. Tam mój kompan odbija do centrum Sosnowca ja w stronę wertepkowego szlaku w stronę PKM-u i dalej do lasu zagórskiego.

Trasa spokojna, przyjemna. Dotaczam się ostatecznie przez Reden na bieżnię przy Pogorii 3 ale korzystam z niej tylko na krótkim odcinku. Szybko uciekam do Parku Zielona i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Za dużo było ludzi wokół P3 by tam jechać. Jakie jest moje zaskoczenie, kiedy na wylocie szlaku w Łagiszy wyjeżdżam wprost na Anię i Marcina. Dłuższą chwilę rozmawiamy. Oboje wracają z małego objazdu, przy okazji którego odkryli ciekawą miejscówkę zdatną przyjąć nasz wyjazd integracyjny. Z ich opowieści wynika, że nawet lepsza dla naszych potrzeb niż Fort Olszanica. Mam nadzieję, że pozostali klubowicze również będą jej tak ciekawi jak ja i zapadnie decyzja o jej najechaniu. Ania robi przy okazji małe kółeczko na Mamucie i wydaje dyspozycję Marcinowi, że takiego ma jej kupić. Nie ona jedna dziś próbowała kręcenia na Mamucie i zawsze było zaskoczenie, że tak dobrze się nim jedzie. Przez grube koła sprawia wrażenie ciężkiego i trudnego w jeździe. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. W końcu żegnam Anię i Marcina. Oni dalej lecą na Będzin a ja kontynuuję terenem w stronę Stachowego i dalej polami do żółtego szlaku. Porzucam ostatecznie wertepki niedaleko podstawówki w Psarach i finisz robię po asfaltach.

Przyjemnie spędzony dzionek w towarzystwie klubowiczów na spokojnym kręceniu.



Link do pełnej galerii

















Się znalazłem na kilku foto w galerii sosnowiec.naszemiasto.pl.






Kategoria Inne