limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DNPND

Piątek, 25 listopada 2022 | dodano: 25.11.2022

Zgodnie z prognozami, dojazd namaczany.
Startuję o 6:01.
Zawinięty w przeciwdeszcze niespecjalnie się przejmuję, że coś tam drobnego kapie, w powietrzu wilgoć, a na jezdniach potoki i miejscami zlodowaciały śnieg. Termometr zeznał +3. Ogólnie jakbym nie musiał, to bym z domu nie wychodził.
Trasa zwykła przez Ksawerę i Mydlice. Tempo niespieszne, żeby się nie zagotować pod nieprzepuszczalną warstwą. Na metę zataczam się z 5 min. straty.
Może po południu będzie lepiej, w sensie bardziej sucho.


Na powrocie znacznie przyjaźniejsze warunki. Nieco podeschło. Jezdnie nie są jeszcze suche, ale większa woda już tylko w kałużach. Spod kół nie leci na gębę. Powietrze raczej w bezruchu. Pochmurno. Dopiero na ostatnich 2-3 km pojawiły się jakieś symboliczne kropelki małego kalibru.
Trasa bez kombinowania i w tempie niespiesznym. Mortimer, Reden, Zielona, Preczów i Sarnów. Na wiosce bez gięcia.
W centrum Zagórza wyprzedza mnie rowerzysta na Fatbike-u. Zjeżdżamy się znowu przy tamie na P4 ale razem jedziemy tylko do "Pod Dębami" zamieniając kilka słów. To już trzeci "grubasek" jakiego widzę po drodze od jakiegoś czasu. Jakoś tym tygodniu na Szymanowskiego widziałem jednego na małych kołach. Chyba elektryka. Zima się rozkręci, to może wychyną z ukrycia kolejne.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!