Przypomnieć sobie górki
-
DST
218.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
11:45
-
VAVG
18.55km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Detale w dniu następnym.
EDIT:
Dziś namiastka górek. Ale najpierw musiałem się tam dostać. O własnych siłach, oczywiście.
Tym razem ustawiłem wyznaczanie trasy na kolarstwo żeby polecieć asfaltami szybko i sprawnie. Wyszło tak sobie. Na początek znanym terenem przez Dąbrowę Górnicza na Kazimierz Górniczy. Stąd już odpalam jazdę po kresce i celuję w Jeleń, gdzie robię chwilę dłuższą na karmienie. Śniadanie było mniej kaloryczne i szybciej mi się ssanie włączyło.
Asfaltami chciałem do Libiąża ale mi wytyczyło takie kółko, że przełączam na kolarstwo górskie i dobijam tam przez las. Po drodze kilka drobnych niespodzianek (m. in. skakanie przez tory bo przejazdy pozalewane). Nieco zawijasów by dotrzeć do Zatoru, gdzie druga przerwa karmieniowa i dolanie nieco wody do bukłaka. Żeby w trasie nie brakło.
Z Zatoru kręcę do Andrychowa. Tu mi się biesi aparat. Nie sprawdziłem baterii i ten mi obwieścił, że na dziś już zawiesza pracę. Reszta fot z komórki. Trochę to utrudnia bo aparat jestem w stanie obsłużyć jedną ręką w trakcie jazdy. Z komórką, którą trzeba odblokować i źle się ją trzyma, taka sztuka jest dość ryzykowna.
Przez Targanice wspinam się na Kocierz. Słabo mi to idzie. Kilka razy robię stopa na wyrównanie oddechu i pojenie. Do tego podjazd robię przy sporej lampie. Na górze jestem około 14:00. Mniej więcej w tej samej chwili dociera z przeciwnej strony "szoszon". Z dobry kwadrans rozmawiamy. Okazuje się, że to prawie sąsiad. Przyjechał z Dąbrowy Górniczej. Robi mniej więcej tą samą trasę co ja, tylko w odwrotną stronę. No i leci szybciej.
Zjazd w stronę jeziora żywieckiego to moment dnia. Leci się bardzo przyjemnie. Po drodze obserwuję chmurę, która gdzieś nad Żywcem zrzuca ładunek. Mnie jedynie kilka kropel zahaczyło.
W planie był jeszcze wjazd na Górę Żar. Też nie szło dobrze. W którymś momencie robię sobie wypych żeby zmniejszyć dystans. Na czasie wiele nie zyskałem ale chociaż nogi, i mięśnie w ogóle, popracowały w nieco innym rytmie. Na szczycie jestem sporo po 16:00. Uzupełniam nieco płynów i wciągam lazanię z racji. A potem drugi moment dnia, zjazd do Międzybrodzia Żywieckiego.
Do domu już poniżej 80km ale lekko nie będzie. Zmęczenie daje o sobie znać. Przez Porąbkę do Kęt i dalej na Oświęcim. Odcinkami są fajne ścieżki ale większość drogi jednak w zwykłym ruchu. Mnóstwo TIR-ów na trasie, osobówek jeszcze więcej. Nie jedzie się zbyt przyjemnie.
Z Oświęcimia oklepana trasa przez Chełm Śląski, Imielin i Mysłowice do Sosnowca. W Sosnowcu znów przerwa na karmienie i na ostatnich nogach przez Czeladź i Wojkowice do domu. Na finiszu jeszcze zgarniam paczkę i w domu jestem po 22:00. Nieźle zrąbany. Ale dla widoków z Żaru warto było. Szkoda tylko, że tak krótko mogłem tam posiedzieć. Trochę daleko do tych gór na jednodniowy wypad na własnych kołach.
Link do pełnej galerii
Dworzec na Maczkach w locie.
Po popasie w Jeleniu.
Niespodzianka w drodze do Libiąża. Nie zdecydowałem się sprawdzać głębokości.
Zamek Lipowiec na horyzoncie.
Popas na rynku w Zatorze.
Andrychów.
Pogróżka przed Kocierzem.
Pierwszy sukces dnia.
Chmurka nad Żywcem. Szczęśliwie udało mi się pojechać po jej krawędzi.
Początek wypychu przy szczycie Żaru.
Musiało być jedno z widoczkiem.
W drodze do Porąbki. Słoneczko coraz niżej.
Imielin. Fot po drodze mało bo szkoda było mi czasu na przystawanie i sięganie po komórkę.
Wymiar kary za dzień.
Kategoria Jednodniowe
komentarze