limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DNPDZD

Czwartek, 27 lutego 2020 | dodano: 27.02.2020

Zaskoczył mnie dziś śnieg o poranku. Kiedy wstawałem jezdnie były ładne czyste i suche. Potem jakieś 20 min. opadu i na jezdniach zrobiło się bardzo niefajnie. Przy dodatniej temperaturze i pod kołami przejeżdżających samochodów białe zamieniło się w błoto.
Postanowiłem pojechać nieco terenem w nadziei, że tam będzie jeszcze niestopiony śnieżek a tym samym nie uflejam się zbytnio. Niestety te same plusy i w terenie poczyniły szkody. W sumie nieruszonego śniegu może było z kilometr-dwa. Reszta to błoto i kałuże. Kręcę początek jak do Sarnowa ale za podstawówką w Psarach uciekam na żółty szlak, z którego zjeżdżam w stronę pół i Stachowego. Potem wzdłuż torów przerzucam się na czarny szlak na Zieloną. Stąd już zwykła trasa przez Dąbrowę Górniczą prosto do mety.
Na finiszu zaliczam 6 min. straty przy starcie o 6:05. Pokrowiec plecaka upaprany niemożebnie. A i na ciuchach też trochę się odłożyło. Ale przynajmniej fajnie się jechało.


Powrót niezbyt spieszny. Dzień w pracy zleciał błyskawicznie i jakiś taki znużony wybyłem. Łamało mnie spanie.
Trasa bez finezji: Mortimer, Reden, Most Ucieczki. Tu zagrodzone i rozgrzebane ma powstać na skrzyżowaniu Alei Zagłębia Dąbrowskiego i ul. Granicznej ma być niedługo gotowe rondo. Na razie samochody mają objazdy ale rowerkiem spokojnie można się tędy przebić.
Dalej kręcę w stronę mola na Pogorii 3 i bieżnią w stronę Świątyni Grillowania. Odbijam ciut przed nią i na szagę przedostaję się na drugą stronę torów dalej asfaltem do Preczowa. Potem już standard przez Sarnów i do domu. Tu zostawiam plecak i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem, jeszcze za jasności, zjazd do domu.
Przyjemnie, spokojnie.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!