limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPDZD

Piątek, 4 października 2019 | dodano: 04.10.2019

Rozruch miał wyjść lepiej ale było jak zwykle. Startuję o 6:14. Całkiem przyjemne warunki. Trochę niegroźnych chmurek na niebie, raczej bezwietrznie, chłodno. Czapka okazała się całkiem na miejscu.
Początkowo miałem pojechać przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą ale ostatecznie, by nie walczyć o utrzymanie się w oknie czasowym, pojechałem przez Będzin.
Przejazd spokojny, przyjemny i niespecjalnie spieszny. Na miejscu mam rezerwę 4 min.


Na wyjściu ładne słoneczko ale nie daje ono rady podgrzać atmosfery do przyjemnych wartości. Czuć chłodne powietrze.
Kręcę początek powrotu przez las zagórski. Przez Reden i Łęknice toczę się na Piekło i tam wbijam na bieżnię przy P4 i zaraz zjeżdżam na piaski. W końcu jestem dziś na Mamucie więc okazję trzeba wykorzystać. Przy tym rozglądam się za grzybkami. Trafia się kilka ale ledwie drobna garstka, a ten najbardziej okazały pogryziony przez robaki i wiele z niego nie udało się uratować. Akurat będzie dodatek do jajecznicy na śniadanie. Kiedy mi się piaski kończą wracam na bieżnię i kręcę zwykłą trasę przez Preczów i Sarnów do domu.
Zakładam sakwy i robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Z minuty na minutę temperatura robi się coraz mniej przyjemna. Jednak całe powrotne kręcenie bardzo przyjemne i spokojne.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!