limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPODZD

Czwartek, 26 września 2019 | dodano: 26.09.2019

Rozruch sprawny ale start jednak późniejszy, niż wczoraj - 6:06.
Warunki dość przyjemne. Nie czuć chłodu. Nie wieje. Na polach mgły. Jezdnie mokre, miejscami w koleinach woda.
Kręcę umiarkowanie intensywnie zwykłą trasę przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Generalnie spokojnie.
Na mecie mam 5 min. zapasu. Przyjemny dojazd do pracy.

Powrót z pracy zrobił się spontaniczną improwizacją. Zaczynam standardowy przejazdem przez las zagórski na Reden. Po drodze dogania mnie telefon. Marcin. Pyta gdzie jestem. Chwilę się lokalizujemy i ostatecznie umawiamy przy fontannie na Zielonej. Zataczam się tam przez Most Ucieczki. Chwilę krążę po parku nim zjawia się Prezes. Niespiesznie kręcimy na czarny szlak do Łagiszy i dalej do Parku Żurawiniec skąd terenem do Strzyżowic. Potem zagięcie przez ul. Kasztanową w stronę DINO i dalej do torów. Wracamy kawałek do Gródkowa i na drugą, asfaltową, stronę by dociągnąć do zjazdu w tunel pod torami, który drugi wylot ma przy cmentarzu w Psarach. Przy cmentarzu, po chwili rozmowy, rozjeżdżamy się Marcin w stronę Wojkowic, ja prosto do domu.
W domu zostawiam oporządzenie podróżne i zakładam Mamutowi sakwy. Robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Na powrocie pogoda kapana. Najpierw skropiło nas na czarnym szlaku. Potem trochę w Parku Żurawiniec. Ostatnie kapanie przeleciało jak byłem na zakupach. Termicznie tak sobie. Ostatecznie nie było najgorzej. Nie zmokłem, pojeździłem.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!