limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Poniedziałek, 9 września 2019 | dodano: 09.09.2019

Niepewność. Od samego przebudzenia, które nastąpiło zdecydowanie przedwcześnie, nie wiedziałem jak się uzbroić do jazdy. ICM wieszczył uczciwy deszcz na całej trasie a tymczasem za oknem nic. Jednak w końcu się doczekałem. Radar nie kłamał z tymi opadami ciągnącymi z południa. Około 5:00 dmuchnęło i zaczęło kapać. Stało się jasne, że dziś w użycie idzie zestaw gumowy.
Ruszam o 6:05. Początkowo chciałem jechać przez Będzin ale ostatecznie potoczyłem się przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przejazd obył się bez sensacji. Deszcz momentami słabł, a nawet chyba ustawał, ale pewności nie mam bo na twarz cały czas mi coś leciało spod koła.
Do pracy docieram z kilkoma minutami zapasu z zewnątrz mokry, od wewnątrz też, ale inaczej. Generalnie jednak przejazd przyjemny i spokojny. Ciekaw jestem powrotu, bo wody ma lecieć ze 2x tyle, co rano.


Powrót pod chmurami ale początkowo niemal bez kropelek z góry. Jedynie spod kół czasem coś poleciał. Niestety w końcu zaczęło padać, choć znacznie słabiej niż o poranku.
Trasa powrotna przez centrum Zagórza, Mortimer, Reden, Łęknice, przejazd z P3 na P4, Preczów i Sarnów. Spokojnie, niespiesznie. Na moment nawet gdzieś słoneczko na chwilę przejrzało ale potem padało dalej. Trochę mnie ta jazda w kropli zmęczyła bo ścięło mnie spanie jak tylko przebrałem się w suche ciuchy.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!