limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Spacerowo do Lędzin

Niedziela, 21 lipca 2019 | dodano: 21.07.2019

Poprzednio jak mnie Michał zapraszał na spokojne kręcenie to wygrał u mnie leń. Dziś jednak mu nie pozwoliłem odnieść zwycięstwa i zmobilizowany w siłach zbieram się na spokojne kręcenie w towarzystwie Agaty i Michała.

Nim wyruszyłem wymieniłem jeszcze klocki w tylnym hamulcu Mamuta. Poprzednie już straciły sporo na sile hamowania i dawały dźwięk dartego metalu. O ile dźwięk mi nie przeszkadzał to już brak sprawności bardzo. Stąd też i szybki serwis.

Ruszam na moment przed 9:00 i zahaczam jeszcze o piekarnię by zrobić zapas drożdży na drogę. Potem zwykła droga przez Będzin i Sosnowiec na BP w Mysłowicach. Chwilę potem zjawiają się Agata i Michał i ruszamy w drogę.

Na początek jedziemy w stronę Muchowca. Tam trasa gięta, że wiedziałem dopiero gdzie jestem jak dojechaliśmy do Szybu Wilsona. Od tej strony jeszcze tego miejsca nie podjeżdżałem. Niestety trasy nie zapamiętałem ale jest w GPS-ie jakby co.
Potem jeszcze dość sporo bujamy się po lasach. Krótka przerwa na rynku w Murckach i dalej w las.

Punkt zwrotny, kościół św. Klemensa w Lędzinach, podjeżdżamy jeszcze przy ładnej pogodzie. Na górze widać już jednak na horyzoncie ciemniejące chmury. Chwila oddechu i zaczynamy odwrót. Już bez kombinowania asfaltami w stronę Kosztowów i dalej do centrum Mysłowic unikając jednak głównej drogi.

Agata i Michał zdążyli przed deszczem. Żegnam się szybko i na odjezdnym jeszcze wymieniam szybie "cześć" ze Szczepanem.

Kręcę może nie na max możliwości ale też i bez ociągania. Wracam nieco po swoich śladach i potem odbijam na czerwony szlak. Cały czas mam wrażenie, że pojedyncze krople mnie trafiają. Podkręcam tempo i na Stawikach nie mam już wątpliwości. Opad zaczyna przyspieszać. Rzutem na taśmę ląduję pod zadaszeniem wejścia na Halę Sportową w Milowicach i przychodzi mi tu spędzić ponad godzinę.

Deszcz przyspieszył znacznie i to bardzo szybko. Chwilę później przeszedł w ulewę i burzę. Internety, drzemka, wciąganie drożdży. Jakoś ten czas przeleciał. Zakładam pokrowiec na plecak i ruszam przy lekkim kapaniu. Potem jeszcze wdziewam kurtkę bo lekko chłodno się zrobiło.

Całą rasę staram się jechać chodnikami i innymi mniej zalanymi niż jezdnia drogami. Tempo spokojne ale za to jedzie się przyjemnie.

Na granicy Czeladzi i Przełajki zdejmuję kurtkę bo wpadam w strefę cieplejszego powietrza. Do tego znikają opady. Finisz przez Wojkowice prostą spod Orlenu.

Miło, w sympatycznym towarzystwie, spędzona niedziela. Trochę pogoda się rozkraczyła na powrocie ale jak wylądowałem w domu to znów słoneczko wróciło.


Kategoria Inne, KlockiT, Serwis


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!