limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPOND

Piątek, 23 listopada 2018 | dodano: 23.11.2018

Nie byłem pewien poprzednich dwóch dni co do warunków na jezdni więc rowerek odpuszczony. Dziś jednak wyglądała jezdnia przed domem całkiem zachęcająco. Do tego ICM obiecuje, że po południu +5 więc dojazd rowerkiem był właściwie jedyną opcją. Ruszam o 6:05. Pierwsza próba hamowania i wynik ok, ale i tak się pilnuję. Od razu zakładam trasę przez Będzin. Chcę mieć dużą rezerwę czasu żeby jechać spokojnie i móc kontrolować oddech i obciążenie nóg. Na drodze ruch umiarkowany, największy na odcinku "913". Za światłami i w samym Będzinie dość spokojnie. W Sosnowcu też bez sensacji. Dotaczam się na miejsce z zapasem 8 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.

Po południu zrobiło się nieznacznie cieplej. Wiatr niewyczuwalny, jezdnie suche. Nic tylko pozaginać ciutkę powrót. Kręcę przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic, gdzie wbijam na bieżnię przy P3.  Toczę się nią kawałek by wybyć na Piekle. Tu wpadam na bieżnię przy P4 i toczę się nią aż do Kamienia Ornitologa gdzie odbijam w stronę Kuźnicy Piaskowej i dalej do Dąbia. Potem przez Brzękowice Dolne i Goląszę Dolną kręcę do Strzyżowic gdzie lekko doginam by przekroczyć 45km. Potem już zjazd prosto do domu. Część drogi w warunkach nocnych. Przyjemnie się jechało do momentu, kiedy było słońce. Potem zaczęło robić się chłodniej i chęci do zaginania ubywało.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!