DPD
-
DST
37.00km
-
Czas
01:36
-
VAVG
23.12km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano rześko, słonecznie, nierejstrowalny wiaterek. Trochę dziś grzebania przy starcie i w efekcie ruszam o 6:16. Początek idzie fajnie. Do Alei Róż przejazd spokojny. Za to na Alei jakiś wsiok w Nawarze na katowickich blachach wyprzedza mnie nie dość, że dużo za szybko, to jeszcze dużo za blisko mając cały drugi pas wolny. Potem i tak stoi na światłach. Zrobiłem mu foto blach na wszelki wypadek ale już nie było czasu zwrócić mu uwagę bo zaraz się światła przełączyły. Potem na ścieżce ostre hamowanie. Człowiek idzie stroną dla pieszych i rozpuszcza pieska na smyczy, który leci do kolegi po drugiej stronie przeciągając za sobą sznurek. Przy przystanku w centrum Zagórza kolejne ostre hamowanie przed lunatyczką. Ludzie chodzą jak zombie. W ogóle nie rozglądają się dookoła siebie. Na dodatek jakiś geniusz ustawił tam tablice informacyjne dość dobrze ograniczające widoczność. Reszta drogi już bez sensacji ale ogólnie wrażenie z dojazdu raczej średnio pozytywne.
W ciągu dnia deszczyk był raczej symboliczny choć niemal bez przerw. Ruszam do powrotu przy drobnych, pojedynczych kropelkach. Kręcę w stronę Mecu i Środuli kierując się do Będzina. Kropelki nieco przyspieszają ale daleko im jeszcze do etapu przemaczania wszystkiego. Wstępuję do serwisu. Nie ma dalej platform na maszynkach. Jak nie dojadą nim ruszę z chłopakami do Kotliny Kłodzkiej, to będę zmuszony założyć jakiekolwiek na maszynkach. Trochę szkoda ale niestety obecne mogłyby nie przetrzymać ponad tygodniowego kręcenia. Ruszam w stronę dworca kolejowego ale kropelki już przyspieszyły znacznie i czuję, że mogę dojechać mokry do centrum Sosnowca. Dzwonię do Maćka i odwołuję swój udział w dzisiejszym omawianiu trasy na Kłodzko. Ruszam w drogę powrotną do domu. Na ul. 11-go Listopada dalej korek ale tym razem widzę przyczynę. Mniej więcej naprzeciw Kauflanda stoi autobus. Chodnik przegrodzony taśmami. 3 radiowozy. Straż pożarna. Nie przystaję jednak by się zorientować o co tam chodzi bo deszczyk powoli się rozpędza. Jadę w stronę targu i dalej do Łagiszy. Mijam elektrownię i nagle już niezły deszczyk rozwija się w ulewę. Dociągam do najbliższego przystanku i czekam aż trochę ustanie. Trwało to jakoś 10 min. nim kręcę ponownie. Dalej w deszczu. W butach mokro. Nie sama woda jest jednak najgorsza. Przy prędkości powyżej 25km/h mokre ciuchy poważnie wychładzają. Jest mi po prostu zimno. W Łagiszy znów jełop wyprzedzający dużo za blisko. Kolejny już w Psarach. Jakaś furgonetka budowlańców wyjechała za mną zza zakrętu i zamiast poczekać aż z przeciwka przejedzie osobówka to na chama wyprzedza skracając manewr i zmuszając mnie do zjechania w strugę spływającej wody. Ostatnie 1,6km już spokojne choć ciągle jeszcze w padających kropelkach. Na miejscu suszę tylko amorki i smaruję je. Rower nawet nie jest jakoś specjalnie uflejany ale na pewno będę musiał pokapać smarem łańcuch.
Kategoria Praca
komentarze