DPOND
-
DST
50.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:37
-
VAVG
19.11km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+1. Jezdnie suche. Lekki podmuch ale nieprzeszkadzający. Start 5:59. Przejazd spokojny i całkiem przyjemny. Na miejscu z zapasem tuzina minut.
Miał być szybki powrót do domu ale się po drodze... hm... coś zesrało. Ruszam standardem na Chemiczną (przez Plejadę) i dalej do Czeladzi skąd chciałem czerwonym szlakiem przebyć granicę i dostać się na Przełajkę skąd najkrótszą drogą do domu. Wyszłoby jakieś 37-38 km. Niestety na granicy coś się zesrało na szlaku. Pierwsze 2-3 miny udało mi się wyminąć ale na podjeździe z mostka nie bardzo się dało coś zrobić, bo wyjeżdżona droga prowadziła jak prowadziła. Siłą rozpędu wjechałem w końcu w jakąś minę. Wyglądało to na oponkach mało estetycznie i trzeba gdzieś te kółka było oczyścić. Tak więc przed kościołem na Przełajce skręcam w teren, w stronę kapliczki w polach. Po drodze było trochę piasku, trochę błotka. Niespodzianka została usunięta. Jak wybyłem na asfalt to koła wyglądały tak, że przez chwilę rower wyglądał jak Fatbike ;-) Na zjeździe szybko jednak większość odpadła. Tymże sposobem wylądowałem na obrzeżach Piekar Śląskich skąd pokręciłem do Wojkowic i przy Netto (po naszej stronie rzeki) skręciłem w klinkierek wiodący do Rogoźnika. Dotarłszy tamże kieruję się w stronę Strzyżowic i lekko tu też doginając dociągam już w ciemnościach do domu. Na finiszu jeszcze przekręcam niecałe 300m żeby na budziku wybiła 50-tka. W sumie fajnie się jechało i jakoś niespecjalnie mam żal do zwierzaka, że popuścił na ścieżce.
Kategoria Praca