limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DNPND

Poniedziałek, 15 listopada 2021 | dodano: 15.11.2021

Rozruch przeciętny. Ostatecznie wytaczam się o 6:10.
Warunki nienajgorsze ale daleko do ideału. +6. W powietrzu wilgoć wielkości poniżej mżawki ale upierdliwie osiadająca na okularach. Przy większych prędkościach natychmiast pogarsza się widoczność. Chyba też lekki ruch powietrza.
Trasa przez Będzin w opcji małobądzkiej. Na mecie z obsuwą na 2 min.
Po drodze dwa wnerwy. Najpierw ciołek wyprzedzający na czołowe by za chwilę skręcić w prawo (to koło tartaku w Gródkowie). Potem drugi, jeszcze większy, przy przejściu przez tory niedaleko izby wytrzeźwień. Mimo tego, że sygnalizowałem skręt w lewo wyprzedził mnie. Przydało się lusterko bo gdybym go w nim nie obserwował, to by mnie rozjechał. Niestety obraz na kamerce rozmyty przez wilgoć i ciemności więc im się upiecze.


Powrót w tempie jesiennym czyli tak, żeby się nie zgrzać i żeby nie zmarznąć ale bez ciśnienia.
Trasa przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic. Nadziałem się na opuszczone zapory na przejeździe więc zamiast stać i czekać zawijam pod Most Ucieczki i potem na Łęknice. Przy "13" na Piekło i bieżnią P4 do Preczowa. Kawałek robiłem za króliczka. Zawodnik albo bardzo mocny, albo na elektryku. Szybko mnie dogonił mimo niemałej przewagi. Choć też i za mocno nie cisnąłem. To nie moje klimaty do szybkiego jeżdżenia. No i rowerek też niewyścigowy.
Dalej przez Preczów do Sarnowa. Na wiosce zagięcie do piekarni i potem od remizy do DINO i Lewiatana. Żeby trochę dystansu dorobić. Niewiele już w tym roku dni zostało a do 10k km sporo jeszcze brakuje.
Finisz za konkretnych ciemności. W ogóle cały powrót w szarówce wywołanej dywanem chmur. Depresyjny klimat.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!