limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DNPD

Poniedziałek, 26 października 2020 | dodano: 26.10.2020

Formalnie dojazd jeszcze przy udziale nocy ale faktycznie to była już szarówka. GPS zeznał, że do wschodu brakowało 17 min. na starcie.
Warunki takie sobie. Nie jest jakoś zimno ale odczuwalnie temperaturę obniża mgła. Nie wieje, jezdnie suche.
Kręcę trasę przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Spokojnie i bez sensacji.
Tempo niezbyt ambitne. Trochę przez nieustanną konieczność przecierania okularów. Na mecie równo o 7:00.


W ciągu dnia było trochę ładnego słoneczka ale już na wylocie niebo zaciągnięte chmurami. Niedeszczowe jednak sprawiają, że nie jest zbyt optymistycznie. Przynajmniej jest sucho, nie wieje i nawet temperatura taka, że rękawiczki i czapka mogą jechać w kieszeniach.
Trasa bez finezji przez Mortimer, Reden, Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów.
Tempo nawet nienajgorsze. Na skrzyżowaniu przy remizie w Preczowie dogania mnie rowerzysta, którego mijałem stojącego przy "Pod Dębami". Znaczy się będziemy się ganiać :-)
Kręcę delikatnie na młynkach w stronę kościoła. Wyprzedza. Daję mu z 50 metrów i dostosowuję tempo. Ładnie ale bez szaleństw. Ciągnie równo pod górkę do Sarnowa. Niestety kończy jazdę przed kościołem więc za długo się króliczkiem nie nacieszyłem. Dalej już spokojniej swoim tempem do świateł i potem równo do domu z haczeniem o wsiową piekarnię.
W domu jestem o dobrym czasie ale co z tego? Przesunięcie czasu sprawia, że szybko się ściemnia. Wkrótce zacznie się era DNPND :-/


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!